poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Pierścionki i marzenia



Gdy skończyły z piwnicą, Regina postanowiła zająć się ogrodem. Z żalem i dezaprobatą patrzyła, jak jest zaniedbany i zarośnięty. Leje po bombach i okop powstały tuż przed końcem wojny, ale już na pierwszy rzut oka widać było, że całym ogrodem od dawna nikt się nie zajmował. Agrest, który rósł wzdłuż jednej z alejek, wypuścił dzikie pędy tworząc chaotyczną plątaninę gałęzi, przez którą trudno było się przedrzeć. Wszędzie rozpanoszyły się chwasty i zdziczałe krzaki, na miejsce kwiatów i ozdobnych krzewów. A zniszczone pergole przed domem nie mogły utrzymać pnących drzewek różanych, z których Regina była kiedyś taka dumna. Połamane drzewa owocowe i kikuty okaleczonych choinek były równie przygnębiającym widokiem, jak podziurawione pociskami i odłamkami ściany domu.
- Ten ogród to cmentarz - powiedziała kiedyś ze smutkiem Regina.
Nie zamierzała się jednak poddawać. I już pod koniec lata widać było efekty jej pracy. Zniknęły dzikie zarośla, a na ich miejsce znowu pojawiły się uporządkowane grządki i klomby. Pewnego dnia Janka obserwowała matkę pracującą w ogrodzie. Przez krótki moment wydało jej się, jakby znowu wróciła do czasów dzieciństwa. Stoi w oknie swojego pokoju na piętrze, a Regina przycina róże. Za chwilę wróci ojciec, a one razem z Basią pobiegną na dół go przywitać. Zjedzą wspólnie wyborny obiad, którego zapach już unosi się w całym domu. Później Julian zacznie skręcać papierosy przy małym stoliczku, a Regina rozsiądzie się wygodnie w fotelu z kolejnym romansem Rodziewiczównej w dłoniach. I będzie go czytała aż głowa bezładnie opadnie jej na podbródek i zapadnie w popołudniową drzemkę. A wtedy Julian z czułością okryje ją ciepłym pledem, zaś dziewczynki zabierze na przechadzkę, by jej nie obudziły. Ta fala wspomnień skończyła się równie szybko, jak się zaczęła. Janka dostrzegła z bólem, że w obrazie matki w ogrodzie nie ma już prawie nic, co by przypominało tamte lata sprzed wojny. Regina była teraz znacznie chudsza, zmizerowana i przygarbiona. Włosy, przypruszone siwizną, mimo że upięte, nie układały się już w błyszczące, eleganckie fale. Janka przypomniała sobie też, że wcześniej Regina nigdy nie rozstawała się ze swoją biżuterią. Szczególnie z pierścionkami, których nie zdejmowała nawet do pracy w ogrodzie. Pierwszy: pierścionek zaręczynowy- złoty, z potężnym brylantem otoczonym misternie rzeźbionym koszyczkiem. Julian przywiózł go Reginie z Rosji. I do Rosji pierścionek wrócił. Sprzedały go za dwadzieścia litrów mleka. Drugi: złoty z dużym szafirem. Po jego bokach umieszczono jeszcze po trzy mniejsze granatowe kamienie. Też sprzedany za jedzenie. Trzeci: cienki pierścionek z platyny z dwoma delikatnymi brylancikami. Regina obiecywała, że Janka dostanie go, gdy skończy osiemnaście lat. Na Syberii nikt go nie chciał, bo był niepozorny, a niewykształcone chłopki nie słyszały nigdy o platynie. Pierścionek, wrócił z nimi do Polski, ale Janka nigdy go nie dostała. Musiały go sprzedać, żeby wyremontować dach domu. Ten sam los spotkał złoty łańcuszek z krucyfiksem, który Janka dostała w prezencie na chrzciny. Ważył dokładnie dwanaście gramów. Na fundusz remontowy przeznaczyły też pierścionek z perłą, który Janka dostała od cioci Zosi już po powrocie do Polski. Tylko złotego łańcuszka z medalikiem przedstawiającym Matkę Boską Karmiącą, Regina nie pozwoliła sprzedać. Przetrwał z nimi cały okres wojny i zesłania.
- Dopóki Ona jest z nami, nie umrzemy z głodu - mawiała matka Janki.
Był jeszcze jeden pierścionek, przeznaczony dla Basi. Złoty z malutkimi brylancikami otaczającymi jeden większy brylant. Jance zawsze bardzo się podobał i zazdrościła siostrze, że to ona ma go dostać, na co Regina śmiała się:
- Głupia jesteś! Przecież platynowy jest dużo więcej wart. Ten będzie dla Baśki, bo jest młodsza.
Ale w końcu żadna z nich go nie dostała. Sprzedały go, bo ładnie błyszczał w Kazachstanie, gdy Regina była w obozie. Na jedzenie wymieniły też wtedy, złoty naszyjnik z turkusami oprawionymi w delikatną rozetę i dwie srebrne bransoletki. 

Janka początkowo próbowała jeszcze namówić matkę, żeby sprzedały działkę z ruiną domu na Winogradach. Wyczytała gdzieś w gazecie, że można starać się o przydział nowego mieszkania, ale Regina nie chciała tego w ogóle słuchać. Nie ufała komunistycznej władzy. Bez względu na koszty i wyrzeczenia była zdeterminowana, żeby odbudować dom, który był przecież wspólnym dziełem jej i Juliana. Dlatego też przez następnych kilka miesięcy wydeptywała ścieżki w rozmaitych urzędach i instytucjach. Szukała murarzy, dekarzy i nadzorców budowlanych. Napisała też niezliczoną liczbę listów do bliższych i dalszych krewnych, prosząc o wsparcie.

czwartek, 13 sierpnia 2015

Odbudowa domu



Trzeciego dnia Wanda wynajęła furmankę. Załadowały na nią cały swój mizerny dobytek i wszystko, co dostały w darach od krewnych i znajomych. Znalazła się tam m.in. westfalka, czyli mały piecyk na węgiel, który teraz pełnił także rolę prowizorycznej kuchni. Wystarczyło wybić dziurę w ścianie i podłączyć się do komina w piwnicy. Gdy wszyscy byli zajęci sprzątaniem, Wanda zabrała się za pieczenie i już po godzinie w pomieszczeniu rozszedł się cudowny zapach jabłkowego ciasta. Ta drobna namiastka prawdziwego domu niezwykle podniosła wszystkich na duchu. W dodatku była to pierwsza szarlotka, jaką Janka jadła od lat. Smakowała wyśmienicie!

Gdy pod wieczór uporały się już z wysprzątaniem i wymalowaniem piwnicy, przyszła kolej na skompletowanie jakichś mebli. Baśka znalazła gdzieś w kącie stare krzesło od biurka, z wyłamanym oparciem. Miały też dwie części tapczanu, których niestety nijak nie dało się do siebie dopasować, ponieważ skrzynia na pościel należała wcześniej do innego mebla niż siedzisko. Był jeszcze stół, na którym przed wojną pani Błaszczykowa rozkładała pranie do prasowania i jakieś dwa zydelki. Janka z Basią spały na materacu ustawionym na kilku cegłach pod ścianą, a Wandzie, ponieważ była niewysoka, przypadło stare dziecięce łóżko, które dostały od sąsiadów. Swój "salon" oddzieliły zasłoną od dalszej części piwnicy, gdzie grasowały myszy i szczury. Gdy jakiś odważniejszy osobnik próbował sforsować tę barierę, Ziuta, która panicznie bała się gryzoni, rzucała w niego kamieniami albo zgniłymi ziemniakami. W takich spartańskich warunkach przeżyły do późnej jesieni. Od czasu do czasu odwiedzał je ktoś z bliższej rodziny. Dalsi krewni przysyłali pieniądze i najrozmaitsze rzeczy pierwszej potrzeby. Nie było jednak czasu na spotkania, obiady i podwieczorki, jakie mieli w zwyczaju przed wojną. Każdy zaoszczędzony grosz Regina przeznaczała na odbudowę domu. Najwięcej pomógł im finansowo brat Reginy, Tadeusz oraz  siostrzeniec Juliana, Zygmunt, który chciał w ten sposób spłacić wobec nich dług wdzięczności, zaciągnięty kilkanaście lat wcześniej, gdy Julian łożył na edukację jego i jego młodszego brata. Gdyby nie oni, Reginie na pewno nie udałoby się przeprowadzić tak kosztownego remontu. Zresztą i tak musiała zaciągnąć kredyt, który spłacały jeszcze przez wiele lat.
Co jakiś czas przychodziły też do nich paczki z Ameryki, od przyjaciółki Reginy, Wandy Kazowskiej. Kochana ciocia Wanda, która już przed wojną obsypywała je prezentami, teraz wysyłała ubrania, kawę, herbatę, czasem trochę pieniędzy. Los obszedł się z nią jednak równie okrutnie. W 1939 roku razem z siostrą wyjechały do Nowego Yorku na Wielką Wystawę Światową. Prezydent Roosvelt otwierając ją wygłosił przemówienie o przyszłości wolnej od wojen, a działo się to na kilka dni po tym, jak w niemieckim Reichstagu Hitler wykrzyczał swoje żądania wobec Polski i innych krajów europejskich. Wojna wybuchła zanim siostry Kazowskie zdążyły wrócić do Polski. Wanda nigdy już nie zobaczyła bliskich i ukochanego kraju. W listach do Reginy często pisała o swojej samotności i tęsknocie. Potrafiła przez dwie godziny jeździć metrem za kobietą, która z wyglądu przypominała jej przyjaciółkę. Aż pewnego dnia listy i paczki przestały przychodzić. Dopiero kilka lat później Regina dowiedziała się od znajomej, że Wanda nie żyje, a ostatnie miesiące przed śmiercią spędziła w szpitalu psychiatrycznym lecząc depresję.