U Rosjanki spędziły zimę. Ale już wtedy zawiązał się Komitet Polski.
Na podstawie porozumienia Sikorski-Majski, rząd radziecki zezwolił na
udzielanie międzynarodowej pomocy polskim zesłańcom w postaci paczek z
żywnością i odzieżą. Najczęściej były to konserwy mięsne, ryż, kasza,
mąka i cukier. Zdarzało się też skondensowane mleko, oliwa, a nawet
czekolada dla dzieci. W tym celu w głównych miastach poszczególnych
obwodów, powoływano Komitety Polskie, które miały zajmować się
rozdzielaniem darów między potrzebujących. Wszystkie dary dla tej części
Kazachstanu rozdzielane były w Pawłodarze. Do miasteczek i posiołków
bardziej oddalonych często docierały bardzo uszczuplone lub nie
docierały w ogóle.
W sprzyjających warunkach politycznych udało im się nawet uzyskać od
miejscowych władz lokal, w którym urządzono kuchnię polską. Jako
organizacja wspierająca zesłańców, otrzymywali paczki, a w nich cukier,
tłuszcz, mąkę, kaszę i inne produkty żywnościowe, z których
przygotowywali posiłki dla biednych, co w tamtych warunkach oznaczało
właściwie wszystkich. Regina, która miała już doświadczenie w
organizowaniu takiej samopomocy, została tam szefową kuchni. Poza samym
gotowaniem, zajmowała się też zaopatrzeniem i układaniem jadłospisu.
Wymagało to nie lada umiejętności logistycznych. Nie sztuka bowiem być
dobrym kucharzem, gdy ma się pełną spiżarnię. Ale przygotować pożywny
posiłek dla kilkudziesięciu osób, gdy ma się jedynie worek mąki i kilka
kilogramów ziemniaków to już prawdziwe wyzwanie.
Dzięki temu, na wiosnę mogła się wraz z córkami przeprowadzić do tej
kuchni. Ze starych desek zrobiły niewysokie przepierzenia, które
oddzielały od reszty pomieszczenia dwie małe sypialnie. W jednaj
zamieszkała Regina z dziewczynkami, a w drugiej ich nowa znajoma pani
Ziuta Rudomina z kilkuletnią córeczką Hanią.
Postanowiłam opowiedzieć historię sprzed ponad siedemdziesięciu lat głosem mojego pokolenia. Spisując ją oddaję to, co otrzymałam.
sobota, 27 lipca 2013
środa, 17 lipca 2013
Haftowanie i dojenie
Janka często spędzała czas z
ich nową gospodynią, która miała maszynę do szycia i pięknie na niej haftowała.
Janka bardzo lubiła ją obserwować, przy pracy. Rosjanka podkładała gładki
materiał na tamborku pod stopkę maszyny i prawą ręką przesuwała go, to w jedną,
to w drugą stronę, a lewą kręciła kołowrotkiem, który wprawiał urządzenie w
ruch. Igła skakała raz tu, raz tam, a na materiale powstawał kolorowy wzór. Gdy
wszystko było właściwie obszyte Rosjanka wycinała małymi nożyczkami odpowiednie
fragmenty i voila, wykwintny haft Richelieu
był gotowy. W ten sposób wyczarowywała girlandy kwiatów i ażurowe koronki.
Jedne były delikatne i lekkie, a inne obfite i mięsiste. Kolorowe łączki i
eleganckie białe hafty w stylu angielskim. Wiele dziewcząt z miasta
przychodziło, żeby zamówić u niej taką ozdobę na bluzkę albo poduszkę. Widząc
zainteresowanie, z jakim jej pracę śledziła Janka, kobieta zaproponowała, że
nauczy ją tej sztuki. Niestety mimo wielu prób i usilnych starań z obu stron,
nic z tego nie wyszło. Janka nie była w stanie nadążyć za igłą, która zamiast
pięknych kwiatów haftowała tylko jakieś gryzmoły, plątała i rwała nitki. To
sprawiało, że efekt całej pracy był raczej żałosny.
Tak więc były już dwie
rzeczy, których Janka mimo najszczerszych chęci nie była w stanie opanować. A
mianowicie robótki ręczne i dojenie krów. Ta druga czynność, znacznie bardziej
prozaiczna, nastręczała jej bowiem równie dużo trudności. Gdy Janka obserwowała
Rosjanki i Kazaszki przy pracy, wydawało się, że nie może być prostszego
zajęcia. Wszystko jednak zmieniało się, gdy przychodziła jej kolej. Niby
wszystko robiła według instrukcji. Głaskała krasulę, żeby ją uspokoić,
podstawiała garnuszek i siadała zawsze z jej prawej strony, ale gdy zaczynała
ciągnąć za wymiona nie działo się zupełnie nic. Początkowo posądzała nawet Bogu
ducha winną krowę o krnąbrność i złośliwość. Sytuacja jednak powtarzała się
wielokrotnie i Janka w końcu musiała dać za wygraną.
Subskrybuj:
Posty (Atom)