sobota, 7 września 2013

Pierwsza praca

Latem, kilka miesięcy po aresztowaniu Reginy, pani Wigantowa przyszła do domu z wiadomością, że jakaś znajoma Rosjanka potrzebuje kogoś do opieki nad dziećmi. Zabrała Jankę i zaprowadziła ją do rodziny Kurajewych. Stary Kurajew, tak samo jak jego ojciec i pewnie ojciec jego ojca, był młynarzem. Pracował w starym, murowanym młynie, pamiętającym jeszcze lepsze, carskie czasy. Wtedy wszystkiego było pod dostatkiem, a ludzie piekli wspaniałe, jasne chleby z mąki, którą stary Kurajew-ojciec mlął na wielkich żarnach aż była puszysta i delikatna. Ale mimo że Kurajew-syn przeklinał nową władzę i z rozrzewnieniem wspominał dawne czasy to jak na tamte warunki i tak mógł uważać się niemal za bogacza. Miał już jeden, drewniany dom, w którym mieszkał z całą ośmioosobową rodziną. W środku były dwa pokoje i duży, obity blachą piec, który je ogrzewał. Oprócz tego, w kuchni, stał drugi piec chlebowy. A Kurajew-syn i tak budował już nowy dom, jeszcze wspanialszy, bo murowany, trzypokojowy, gdyż jego rodzina wciąż się powiększała. Po śmierci pierwszej pani Kurajewej, ożenił się ponownie z dużo młodszą od niego dziewczyną. Miał już z nią dwóch synów, Wołodię i Miszę i dwie starsze dziewczynki i malutką Ninę, którymi miała zajmować się Janka. Po żonie nieboszczce zostały mu jeszcze trzy starsze córki. Ania i Walentyna, które były niewiele starsze od Janki, mieszkały z nimi. A najstarsza, Taja, studiowała w dalekim Omsku. Nowy dom, choć tutaj uchodził za prawdziwą rezydencję, w niczym nie przypominał domów, w których do tej pory bywała Janka. Gołe ściany i podłogi, stół, kilka krzeseł, łóżka i skrzynia na ubrania. A gdzie miękkie dywany, obrazy na ścianach, kryształowy żyrandol w salonie? Niczego takiego tu nie było. W czasie, gdy Janka ukradkiem przyglądała się skromnemu wnętrzu, pani Franciszka zachwalała jej pracowitość, oddanie i odpowiedzialność. Nie wiedząc, co mogłaby sama powiedzieć, dziewczyna stała tylko cichutko w swojej obdartej sukience i wpatrywała się w swoje brudne, bose stopy. Olga Kurajewa był młodą, pogodną kobietą. Gdy Janka w końcu odważyła się na nią spojrzeć, uśmiechnęła się i powiedziała po prostu:
- No haraszo, diewuszka. Zobaczymy czy poradzisz sobie z tymi moimi łobuzami.
I tak oto Janka pierwszy raz w życiu dostała pracę. Dom Kurajewych stał w innej części miasta niż lepianka Marusi, więc Janka musiała wstawać bardzo wcześnie, żeby codziennie dotrzeć rano na miejsce zanim dzieci wyszły do szkoły. Najgorzej było zimą, gdy musiała przedzierać się przez śnieżne zaspy. Czasami więc zostawała na noc, by nie wracać do domu po ciemku. Na co dzień znowu sprzątała, gotowała i wycierała brudne nosy. Pracowała jak służąca, ale nikt jej tego nie dawał odczuć. Często jadała z gospodarzami przy jednym stole, a nieraz zdarzało się, że Kurajewa dała jej coś dla młodszej siostry, która czekała na nią w domu. Wynagrodzeniem za jej pracę były również produkty żywnościowe: mąka, mleko, czasem trochę ziemniaków albo cebula.