wtorek, 7 lutego 2012

Wywózka

 Jej dzieciństwo było bardzo szczęśliwe, ale krótkie. Trwało dokładnie 10 lat, 8 miesięcy i 26 dni. Skończyło się 13 kwietnia 1940 roku. Gdy wsiadła do bydlęcego wagonu na stacji Białystok, a ktoś zasunął ciężkie drzwi i zostawił ją w ciemności.


Aż w końcu nadszedł dwunasty kwietnia i nocne walenie do drzwi. Regina owinęła się szlafrokiem i wyszła na korytarz. Po chwili do mieszkania z krzykiem wpadło kilku uzbrojonych żołnierzy. Za nimi, zamaszystym krokiem, wmaszerował oficer NKWD.
- Wasze nazwisko Josif Julianowicz Nietupski?- zwrócił się do stojącego w piżamie wujka.
- Da - odpowiedział ten, drżącym głosem.
Enkawudzista wyciągnął zza pazuchy plik kartek i zaczął po kolei odczytywać nazwiska. Na jego liście znaleźli się Józef i Zofia Nietupscy, Regina Nietupska i dwie jej córki, Janina i Barbara.
- Pakować się i o nic nie pytać - warknął po rosyjsku i zaczął przechadzać się po mieszkaniu.
Janka leżała w ciemnościach i nasłuchiwała odgłosów z korytarza. Kiedy Regina wróciła do pokoju nie była już sama. Towarzyszył jej enkawudzista i dwóch żołnierzy. W odróżnieniu od pozostałych miał on czerwone pagony na mundurze i czerwoną otokę wokół okrągłej czapki.
- To moje córki - powiedziała wskazując na Jankę i Basię.
Mężczyzna był wyraźnie zdziwiony, że w pomieszczeniu śpi tyle dzieci.
- A to kto? - spytał wskazując na Basię Rybicką, która tuliła przestraszone dziewczynki. Kiedy Regina odpowiedziała, spojrzał jeszcze raz na swoją listę, jakby chciał sprawdzić czy na pewno nie przeoczył żadnego nazwiska. Gdy się o tym upewnił całkowicie stracił nimi zainteresowanie.
Regina zwróciła się do córek cichym, ale stanowczym głosem:
- Ubierajcie się dziewczynki. Wywożą nas.
Była zdenerwowana, ale przy nich starała się zachować spokój. Zaczęła pakować wszystko, co przywiozły ze sobą z Poznania. Wyrwana ze snu Janka nawet nie czuła strachu. Widząc opanowanie matki, po prostu wstała i zaczęła się ubierać. Pomogła młodszej siostrze, a później już tylko obserwowała jak Regina i ciocia Zosia nerwowo krzątały się po mieszkaniu.
W pewnym momencie jeden z żołnierzy ponaglając Reginę powiedział do niej prawie przyjaźnie:
- Spieszcie się. Do męża was zabieramy. Nie chcecie jechać do męża?
Regina spojrzała na niego i bardzo wolno po polsku odpowiedziała:
- Żebyś ty był taki zdrowy jak mnie do mojego męża wieziesz.
Te słowa zawisły w powietrzu jak przekleństwo. Żołnierz widocznie zrozumiał, bo jakiś dziwny skurcz przeszedł po jego twarzy. Przerażenie? Poczucie winy? Wstyd? Nasunął mocniej na czoło czapkę z czerwoną gwiazdą i już się nie odzywał. Ale kiedy z pokoju wyszedł enkawudzista zbliżył się do Reginy jakby chciał jej pomóc pakować rzeczy.
- Zabieraj, wszystko zabieraj - powtarzał - I garnki weźcie i wiadro weźcie. Co masz, to zabieraj. 
I tak w ciągu kilkunastu minut, na środku pokoju powstała zbieranina różnych tobołków. Kufer podróżny cioci Zosi, walizki Reginy, poduszki, obrusy i pościele zawinięte w luźne tłumoki.
Wujek Józef przez cały ten czas siedział na tapczanie i mamrotał coś bez sensu. Jedyne, co był w stanie zrobić to samodzielnie się ubrać. A robił to tak starannie, iż później okazało się, że założył na siebie aż trzy pary kalesonów. Zupełnie natomiast nie zwracał uwagi na lamenty żony, jej chaotyczną krzątaninę i powtarzane w kółko po rosyjsku:
- To pomyłka. To jakaś straszna pomyłka.
Ale Rosjanie w takich wypadkach mylili się rzadko. Ich listy przygotowywane były na podstawie bardzo drobiazgowej dokumentacji. Do jej przygotowania posłużyły zarówno formularze wypełniane podczas wyborów w październiku, jak i sprawozdania z przesłuchań oraz różnego rodzaju donosy. Enkawudzista nie wyczytał nazwiska Basi Rybickiej, ale w ogólnym zamieszaniu i ona zaczęła się pakować. Bała się zostać sama z dziećmi w obcym mieście, bez jakichkolwiek środków do życia. W pewnym momencie Regina złapała ją za ramiona i mocno potrząsnęła:
- Basiu, co ty wyprawiasz?
- Ja... Poproszę tego oficera, żeby mnie wzięli z wami.
- Zwariowałaś?! - krzyknęła Regina, a później dodała nieco ciszej tak, żeby żaden z żołnierzy jej  nie usłyszał - Przecież tu jesteś w Polsce Basieńko, a nas zabierają nie wiadomo dokąd.
- Ale.. – dalej upierała się Basia.
- Mirek na pewno tu po ciebie w końcu wróci i co wtedy? Zastanie pusty dom, nie będzie wiedział, co się stało.
Wspomnienie kochanego męża musiało ją przekonać, bo nic więcej już nie mówiła.
Zdążyły się jeszcze tylko uściskać i żołnierze zaczęli wyganiać ich z domu.
W ostatniej chwili z sąsiedniego gospodarstwa przybiegła jeszcze siostra cioci Zosi. W potarganych włosach i nocnej koszuli, z płaczem wcisnęła jej do ręki jakieś zawiniątko, a później żołnierze ją odpędzili.

poniedziałek, 6 lutego 2012

Zima

Zima była bardzo mroźna, a śnieg padał nieprzerwanie od początku grudnia. Janka nigdy jeszcze nie widziała go w takiej ilości. W ogrodzie wszystkie rośliny już dawno przykrył biały dywan, a sztachety płotu ledwo ponad nim wystawały. Drzewa otulone śnieżnymi czapami wyglądały jak wielkie bałwany, a drogi często stawały się całkowicie nieprzejezdne. W tym białym, czystym krajobrazie znowu przez chwilę wydawało się, że wojna o nich zapomniała. Ale już na początku 1940 roku zaczęły się złe wiadomości. Władze radzieckie po 17 września nie ograniczyły się jedynie do okupacji zajętych terenów polskich. Wkrótce zaczęły się masowe deportacje ludności cywilnej. W bydlęcych wagonach wywożono głównie kobiety z dziećmi i starców, rodziny wojskowych, policjantów, inteligentów. Zarówno zamieszkałych na tych terenach przed wojną, jak i uciekinierów, którzy szukali tu pomocy przed nawałą niemiecką. Pomyłki zdarzały się rzadko, a akcje przeprowadzano niezwykle sprawnie i zgodnie z imiennymi listami przygotowanymi wcześniej przez NKWD. Już na początku roku zaczęły się pogłoski, że Rosjanie nocami wyciągają ludzi z domów i wywożą na wschód. W lutym Regina dostała wiadomość od jakiejś swojej znajomej, której mąż był przed wojną policjantem, że zdołała uciec tylko dlatego, że ktoś ją ostrzegł, że po nią idą. Od tej pory oprócz głodu, zawisła nad nimi groźba kolejnego niebezpieczeństwa. W strachu i niepewności mijały kolejne tygodnie. Regina była pewna, że w końcu przyjdą i po nie i co noc modliła się o ocalenie. Jednak Rosjanie działali według misternie ułożonego planu. Najpierw wywozili leśników, policjantów i tzw. osadników. Żołnierzy, którym za udział w wojnie 1920 roku przydzielono niewielkie działki. Byli to często ludzie prości, synowie chłopów, którzy poza tym kawałkiem ziemi nie posiadali niczego. Przez te kilkanaście lat udało im sie wybudować skromne gospodarstwa, w których często mieszkali kilku pokoleniową rodziną. I po nich właśnie Rosjanie przyszli w lutym 1940 roku. W środku srogiej zimy zabierali kobiety z maleńkimi dziećmi i staruszków, którzy nie mieli szansy przetrwać nawet samej podróży, a co dopiero trudów życia na dalekiej Syberii. Spokojnie minęły im jeszcze święta Wielkiej Nocy. 24 marca było wciąż tyle śniegu, że ludzie jechali do kościoła saniami. Janka bardzo lubiła takie zimowe przejażdżki. Siadali wszyscy na wyściełanych ławkach, otulali się kocami, a wujek cmokał na konie, które ruszały z początku ospale, a później wpadały w taneczny kłus i ciągnęły za sobą gładko sunący po śniegu zaprzęg. W ciepłym kożuszku i pod kocami było przyjemnie i tylko twarz mroziło zimne poranne powietrze.