Jej dzieciństwo było bardzo szczęśliwe, ale krótkie.
Trwało dokładnie 10 lat, 8 miesięcy i 26 dni. Skończyło się 13 kwietnia
1940 roku. Gdy wsiadła do bydlęcego wagonu na stacji Białystok, a ktoś
zasunął ciężkie drzwi i zostawił ją w ciemności.
Aż w końcu nadszedł dwunasty kwietnia i nocne
walenie do drzwi. Regina owinęła się szlafrokiem i wyszła na korytarz. Po
chwili do mieszkania z krzykiem wpadło kilku uzbrojonych żołnierzy. Za nimi,
zamaszystym krokiem, wmaszerował oficer NKWD.
- Wasze nazwisko Josif Julianowicz Nietupski?-
zwrócił się do stojącego w piżamie wujka.
- Da - odpowiedział ten, drżącym głosem.
Enkawudzista wyciągnął zza pazuchy plik kartek i
zaczął po kolei odczytywać nazwiska. Na jego liście znaleźli się Józef i Zofia
Nietupscy, Regina Nietupska i dwie jej córki, Janina i Barbara.
- Pakować się i o nic nie pytać - warknął po
rosyjsku i zaczął przechadzać się po mieszkaniu.
Janka leżała w ciemnościach i nasłuchiwała odgłosów
z korytarza. Kiedy Regina wróciła do pokoju nie była już sama. Towarzyszył jej enkawudzista
i dwóch żołnierzy. W odróżnieniu od pozostałych miał on czerwone pagony na
mundurze i czerwoną otokę wokół okrągłej czapki.
- To moje córki - powiedziała wskazując na Jankę i
Basię.
Mężczyzna był wyraźnie zdziwiony, że w pomieszczeniu
śpi tyle dzieci.
- A to kto? - spytał wskazując na Basię Rybicką,
która tuliła przestraszone dziewczynki. Kiedy Regina odpowiedziała, spojrzał
jeszcze raz na swoją listę, jakby chciał sprawdzić czy na pewno nie przeoczył żadnego
nazwiska. Gdy się o tym upewnił całkowicie stracił nimi zainteresowanie.
Regina zwróciła się do córek cichym, ale stanowczym
głosem:
- Ubierajcie się dziewczynki. Wywożą nas.
Była zdenerwowana, ale przy nich starała się
zachować spokój. Zaczęła pakować wszystko, co przywiozły ze sobą z Poznania. Wyrwana
ze snu Janka nawet nie czuła strachu. Widząc opanowanie matki, po prostu wstała
i zaczęła się ubierać. Pomogła młodszej siostrze, a później już tylko
obserwowała jak Regina i ciocia Zosia nerwowo krzątały się po mieszkaniu.
W pewnym momencie jeden z żołnierzy ponaglając
Reginę powiedział do niej prawie przyjaźnie:
- Spieszcie się. Do męża was zabieramy. Nie chcecie
jechać do męża?
Regina spojrzała na niego i bardzo wolno po polsku
odpowiedziała:
- Żebyś ty był taki zdrowy jak mnie do mojego męża
wieziesz.
Te słowa zawisły w powietrzu jak przekleństwo.
Żołnierz widocznie zrozumiał, bo jakiś dziwny skurcz przeszedł po jego twarzy.
Przerażenie? Poczucie winy? Wstyd? Nasunął mocniej na czoło czapkę z czerwoną
gwiazdą i już się nie odzywał. Ale kiedy z pokoju wyszedł enkawudzista zbliżył
się do Reginy jakby chciał jej pomóc pakować rzeczy.
- Zabieraj, wszystko zabieraj - powtarzał - I garnki
weźcie i wiadro weźcie. Co masz, to zabieraj.
I tak w ciągu kilkunastu minut, na środku pokoju
powstała zbieranina różnych tobołków. Kufer podróżny cioci Zosi, walizki
Reginy, poduszki, obrusy i pościele zawinięte w luźne tłumoki.
Wujek Józef przez cały ten czas siedział na
tapczanie i mamrotał coś bez sensu. Jedyne, co był w stanie zrobić to
samodzielnie się ubrać. A robił to tak starannie, iż później okazało się, że
założył na siebie aż trzy pary kalesonów. Zupełnie natomiast nie zwracał uwagi
na lamenty żony, jej chaotyczną krzątaninę i powtarzane w kółko po rosyjsku:
- To pomyłka. To jakaś straszna pomyłka.
Ale Rosjanie w takich wypadkach mylili się rzadko. Ich
listy przygotowywane były na podstawie bardzo drobiazgowej dokumentacji. Do jej
przygotowania posłużyły zarówno formularze wypełniane podczas wyborów w
październiku, jak i sprawozdania z przesłuchań oraz różnego rodzaju donosy. Enkawudzista
nie wyczytał nazwiska Basi Rybickiej, ale w ogólnym zamieszaniu i ona zaczęła
się pakować. Bała się zostać sama z dziećmi w obcym mieście, bez jakichkolwiek
środków do życia. W pewnym momencie Regina złapała ją za ramiona i mocno
potrząsnęła:
- Basiu, co ty wyprawiasz?
- Ja... Poproszę tego oficera, żeby mnie wzięli z
wami.
- Zwariowałaś?! - krzyknęła Regina, a później dodała
nieco ciszej tak, żeby żaden z żołnierzy jej nie usłyszał - Przecież tu jesteś w Polsce
Basieńko, a nas zabierają nie wiadomo dokąd.
- Ale.. – dalej upierała się Basia.
- Mirek na pewno tu po ciebie w końcu wróci i co
wtedy? Zastanie pusty dom, nie będzie wiedział, co się stało.
Wspomnienie kochanego męża musiało ją przekonać, bo
nic więcej już nie mówiła.
Zdążyły się jeszcze tylko uściskać i żołnierze
zaczęli wyganiać ich z domu.
W ostatniej chwili z sąsiedniego gospodarstwa przybiegła
jeszcze siostra cioci Zosi. W potarganych włosach i nocnej koszuli, z płaczem
wcisnęła jej do ręki jakieś zawiniątko, a później żołnierze ją odpędzili.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
jeśli zainteresowała Cię ta historia lub chciałbyś się podzielić swoją, chętnie wysłucham