poniedziałek, 6 lutego 2012

Zima

Zima była bardzo mroźna, a śnieg padał nieprzerwanie od początku grudnia. Janka nigdy jeszcze nie widziała go w takiej ilości. W ogrodzie wszystkie rośliny już dawno przykrył biały dywan, a sztachety płotu ledwo ponad nim wystawały. Drzewa otulone śnieżnymi czapami wyglądały jak wielkie bałwany, a drogi często stawały się całkowicie nieprzejezdne. W tym białym, czystym krajobrazie znowu przez chwilę wydawało się, że wojna o nich zapomniała. Ale już na początku 1940 roku zaczęły się złe wiadomości. Władze radzieckie po 17 września nie ograniczyły się jedynie do okupacji zajętych terenów polskich. Wkrótce zaczęły się masowe deportacje ludności cywilnej. W bydlęcych wagonach wywożono głównie kobiety z dziećmi i starców, rodziny wojskowych, policjantów, inteligentów. Zarówno zamieszkałych na tych terenach przed wojną, jak i uciekinierów, którzy szukali tu pomocy przed nawałą niemiecką. Pomyłki zdarzały się rzadko, a akcje przeprowadzano niezwykle sprawnie i zgodnie z imiennymi listami przygotowanymi wcześniej przez NKWD. Już na początku roku zaczęły się pogłoski, że Rosjanie nocami wyciągają ludzi z domów i wywożą na wschód. W lutym Regina dostała wiadomość od jakiejś swojej znajomej, której mąż był przed wojną policjantem, że zdołała uciec tylko dlatego, że ktoś ją ostrzegł, że po nią idą. Od tej pory oprócz głodu, zawisła nad nimi groźba kolejnego niebezpieczeństwa. W strachu i niepewności mijały kolejne tygodnie. Regina była pewna, że w końcu przyjdą i po nie i co noc modliła się o ocalenie. Jednak Rosjanie działali według misternie ułożonego planu. Najpierw wywozili leśników, policjantów i tzw. osadników. Żołnierzy, którym za udział w wojnie 1920 roku przydzielono niewielkie działki. Byli to często ludzie prości, synowie chłopów, którzy poza tym kawałkiem ziemi nie posiadali niczego. Przez te kilkanaście lat udało im sie wybudować skromne gospodarstwa, w których często mieszkali kilku pokoleniową rodziną. I po nich właśnie Rosjanie przyszli w lutym 1940 roku. W środku srogiej zimy zabierali kobiety z maleńkimi dziećmi i staruszków, którzy nie mieli szansy przetrwać nawet samej podróży, a co dopiero trudów życia na dalekiej Syberii. Spokojnie minęły im jeszcze święta Wielkiej Nocy. 24 marca było wciąż tyle śniegu, że ludzie jechali do kościoła saniami. Janka bardzo lubiła takie zimowe przejażdżki. Siadali wszyscy na wyściełanych ławkach, otulali się kocami, a wujek cmokał na konie, które ruszały z początku ospale, a później wpadały w taneczny kłus i ciągnęły za sobą gładko sunący po śniegu zaprzęg. W ciepłym kożuszku i pod kocami było przyjemnie i tylko twarz mroziło zimne poranne powietrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

jeśli zainteresowała Cię ta historia lub chciałbyś się podzielić swoją, chętnie wysłucham