W końcu dojechali do jakiegoś miasta,
gdzie kazano wszystkim wysiąść z pociągu. Ktoś chyba krzyknął, że to już Polska
i w wagonie od razu zrobiło się straszne zamieszanie. Ludzie zaczęli się
przepychać do wyjścia i wyrzucać swoje tobołki wprost na torowisko. Okazało
się, że rzeczywiście dotarli wreszcie do granicy w Brześciu. Niektóre kobiety
wysiadały z pociągu, płakały i całowały ziemię.
Pozwolenie na z ZSRR dostali głównie
Polacy i Żydzi. Wszyscy oni otrzymali tak zwaną kartę repatriacyjną, wydaną
przez polsko-sowiecką komisję do spraw ewakuacji. Był to niewielki świstek
papieru, który składał się z dwóch części. Jednej napisanej po rosyjsku, a
drugiej po polsku. Tekst informował, że obywatelka Nietupska Regina zamieszkała
we wsi Irtyszysk, w pawłodarskiej obłasti,
udaje się wraz z członkami swej rodziny na stały pobyt do Polski, rezygnując
tym samym z możliwości pozostania w Kraju Rad. Treść tego dokumentu
jednoznacznie sugerowała, że jego właściciel, niewdzięczny wobec opiekuńczych
działań państwa radzieckiego opuszcza je na własną prośbę i nie będzie mieć już
możliwości zmiany decyzji i powrotu. Nie było ani słowa o wieloletnim zesłaniu,
śmierci bliskich, więzieniu i życiu w skrajnym ubóstwie. Nikt z repatriantów nie
zwracał jednak uwagi na formę tego dokumentu, dopóki widniało na nim właściwe nazwisko
i słowo "Polska", jako cel podróży.
Po dwóch dniach postoju w Brześciu przyszedł
wreszcie sowiecki celnik. Każdego wylegitymował, od karty repatriacyjnej oderwał
zamaszystym gestem część rosyjską i odszedł. Następnie podstawiono polskie wagony
i wszystkim kazano się przesiąść. Tak wyglądało przekraczanie granicy i ostatni
etap ich powrotu do kraju.
Jeszcze przed odjazdem Regina poszła z
córkami do pobliskiej prawosławnej kapliczki. Uklękły przed małym obrazkiem
Matki Boskiej i dość długo się modliły. Aż w końcu Regina przeżegnała się i
podniosła z kolan. Spojrzała na swoje córki, wzięła je za ręce i powiedziała
ciepło się uśmiechając:
- Chodźcie dziewczynki, teraz naprawdę
jedziemy wreszcie do domu.