poniedziałek, 29 lutego 2016

PRACA

Bardzo dawno mnie tu nie było. Z jednej strony jest to spowodowane brakiem czasu, ale z drugiej strony zbliżającym się nieubłaganie końcem historii. Przez te kilka lat tak bardzo zżyłam się z tym blogiem i tym tekstem, że teraz będzie mi na prawdę trudno go pożegnać.
Każda historia musi mieć jednak swoje zakończenie. Poniżej zostawiam Wam jeden z ostatnich fragmentów historii Janki i jej rodziny.


Janka zdała tzw. małą maturę w połowie 1948 roku. Z wszystkich przedmiotów uzyskała bardzo dobre oceny, co otwierało przed nią drogę dalszej edukacji w liceum, a później na wymarzonych studiach. To miał być nowy początek, jednak los znowu wystawił ją na próbę. W tym samym roku zmarł na zapalenie płuc wuj Tadeusz, który obiecał sfinansować dalszą edukację obu siostrzenic. Wkrótce też skończyły się pieniądze z pożyczek, a Regina nie miała już więcej żadnych wartościowych rzeczy na sprzedaż ani nawet pod zastaw. Jej niska emerytura nie wystarczała na podstawowe potrzeby, a nie chciała też w nieskończoność prosić krewnych o pieniądze. Znowu zawisła nad nimi groźba biedy i głodu. Kiedy więc nadarzyła się okazja, Janka poszła do pracy. Została rentgenistką w nowo utworzonym oddziale Wojewódzkiego Zakładu Radiologii. Początkowo łudziła się jeszcze, że będzie w stanie  pogodzić pracę i naukę w liceum wieczorowym. Mimo jej wielkich chęci i szczerego zapału okazało się to jednak niewykonalne. „Może za jakiś czas, może w przyszłym roku” - powtarzała sobie, odkładając na półkę szkolne podręczniki. Do szkoły jednak nigdy już nie wróciła.
W pracowni rentgenowskiej nie miała ani chwili wytchnienia. Czasami siedziała tam od rana do wieczora. Nie była to lekka praca. Trzeba było przygotować pacjenta, a później jak najszybciej wykonać zdjęcie rentgenowskie, obrobić, wywołać, opisać, wydać. I następny pacjent. I następny. Ponieważ wszędzie brakowało sprzętu i specjalistów, ludzie przyjeżdżali tu z całej Polski: ze Szczecina, z Wrocławia, z Łodzi i z setek mniejszych miejscowości. Janka czasami czuła się jak przy obsłudze taśmy w fabryce, ale mimo to bardzo lubiła swoją pracę i wykonywała ją sumiennie. Uważała, że najważniejsze w życiu, to być użytecznym i pomagać ludziom. Rzadko myślała o sobie i nigdy na nic się nie skarżyła. Gdy zaczęły się problemy z płucami, bagatelizowała sprawę, nie chcąc martwić matki. Była coraz bardziej osłabiona, częściej chorowała, ale nadal pracowała ponad siły. W domu, po powrocie z zakładu też przecież było co robić. Pranie, sprzątanie, gotowanie, pielenie ogródka. Dzień za dniem mijały tak szybko, że nawet ich nie zauważała. Zawsze jednak starała się znaleźć chociaż krótką chwilę na swoje ukochane książki. Odkąd nauczyła się czytać, pochłaniała je wręcz pasjami, nie zwracając uwagi na złośliwe docinki młodszej siostry, że jest molem książkowym i kujonem. W Kazachstanie nie miała możliwości czytać, bo nie było czego.  Nawet gazety częściej niż do czytania, służyły jako papier pakowy albo zastępowały bibułki do papierosów. Odkąd wróciły do domu nadrabiała te zaległości. Powieści, nowele, książki historyczne i podróżnicze. Proza i poezja. Słowem wszystko. Ale po pewnym czasie  zauważyła, że "czyta" je już zupełnie inaczej. Dawniej utożsamiała się z bohaterami, teraz była zawsze tylko obserwatorem historii. Życie nauczyło ją, że trzeba twardo stąpać po ziemi. Już dawno przestała zastanawiać się, „co by było gdyby” i zrozumiała, że marzenia to luksus, na który nie każdego stać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

jeśli zainteresowała Cię ta historia lub chciałbyś się podzielić swoją, chętnie wysłucham