sobota, 7 lipca 2012

Sanhar

Wpłynąłem na suchego przestwór oceanu, 
Wóz nurza się w zieloność 
i jak łódka brodzi, 
Śród fali łąk szumiących, 
śród kwiatów powodzi, 
Omijam koralowe ostrowy burzanu 
Adam Mickiewicz, Stepy Akermańskie z Sonety Krymskie 


Rano przyjechały kolejne ciężarówki, do których wsiadali tylko wyczytani z listy. Na szczęście nie rozdzielono ich i całą rodziną wsiedli do ciężarówki. Samochód nie miał plandeki i podczas drogi strasznie nim trzęsło i kurzyło się z piaszczystej drogi, ale na szczęście było już ciepło. Zresztą nie jechali daleko. Zatrzymali się 45 km od Pawłodaru, w pustym stepie, gdzie nie było niczego poza dużym budynkiem owczarni i kilkoma mizernymi lepiankami. Sowchoz hodowlany Sanhar miał się stać teraz ich nowym domem. Janka przywykła już do widoku bezkresnego stepu widzianego przez szpary w deskach ich wagonu. Ale dopiero teraz poczuła jego ogrom. Bo w stepie wszystko jest ogromne. Ogromne i puste. Horyzont zagina się nieznacznie i to jedyny w tym miejscu dowód na kulistość ziemi. Bo poza tym jednym, delikatnym wybrzuszeniem wszystko inne jest tu całkowicie płaskie. Monotonii tego krajobrazu nie zakłóca ani sylwetka pojedynczego drzewa ani zarys miasta w oddali. W promieniu wielu kilometrów, nie było tam nic poza wyschniętą trawą. Janka mimowolnie cofnęła się i dotknęła ściany obory, jakby w jej cieniu czuła się bezpieczniej. bo w stepie było coś przyciągającego i przerażającego jednocześnie. Do Sanharu przyjechali pierwszego maja. Miejscowi świętowali Wielki Prażnik, czyli święto pracy. Z tej okazji dostali większy przydział wódki, więc wszyscy chodzili pijani. Chcieli zobaczyć wrogów narodu i polskich panów. Wyzyskiwaczy, o których huczała propaganda, ale widok brudnych i zaniedbanych kobiet z dziećmi musiał ich mocno rozczarować. Z zaciekawieniem patrzyli tylko na pakunki i tobołki, zwłaszcza kobiety, które liczyły na jakiś handel. Polaków zakwaterowano w owczarni. Nie było tam nawet podłogi, tylko brudne klepisko, nie mówiąc innych udogodnieniach. Cieszyli się tylko, że mają dach nad głową. Regina jednak spróbowała znaleźć coś lepszego. Wśród ludzi, którzy zgromadzili się wokół grupy Polaków, była też starsza kobieta. Coś w jej zachowaniu lub wyglądzie musiało zwrócić uwagę Reginy, bo podeszła do niej bez zastanowienia i pozdrowiła. A ponieważ nie znała rosyjskiego zrobiła to po polsku i niemiecku. i wtedy stała się rzecz niezwykła, bo staruszka nie tylko się uśmiechnęła, ale i odwzajemniła powitanie. Okazało się, że jest z pochodzenia Niemką, a jej rodzina trafiła na Syberię wiele lat temu. Kobieta była tak wzruszona, że może z kimś porozmawiać w swoim ojczystym języku, że bardzo szybko zgodziła się, aby Regina wraz z rodziną zamieszkała w jej domu. Była to niewielka lepianka z jedną izbą i kuchnią. Nie wiele miejsca dla tylu osób, ale Regina uznała, że to i tak lepsze niż mieszkać w oborze. Podtrzymywała swoje zdanie nawet kiedy rano wchodziła jej na głowę kaczka, która także rezydowała w ich kuchni, bo wysiadywała tam jaja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

jeśli zainteresowała Cię ta historia lub chciałbyś się podzielić swoją, chętnie wysłucham