poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Zdobycie Festung Posen



Marusia miała w mieszkaniu nieduży głośnik, tak zwany kołchoźnik. Pełnił on funkcję radia, ale zasadnicza różnica polegała na tym, że odbierał tylko jedną częstotliwość. Nadawano tam głównie wiadomości z frontu i jakieś propagandowe odezwy. Pewnego styczniowego dnia 1945 roku, trzeszczący głośnik oznajmił, że nieustraszona armia radziecka, w swoim zwycięskim pochodzie na Berlin zbliża się już do kolejnego polskiego miasta, w którym Niemcy bronią się zaciekle zza murów cytadeli. Takie doniesienia powtarzały się już od kilku miesięcy i Janka nie zwróciłaby pewnie na nie uwagi, gdyby głośnik nie powtórzył kilkakrotnie nazwy owego miasta: Poznań. A więc jej ukochane miasto dzieciństwa, stało się teraz areną brutalnych walk! Od tej pory codziennie rano włączała głośnik i z niecierpliwością nasłuchiwała wiadomości z Polski. Jej początkowy entuzjazm szybko jednak zastąpiły niepokój i smutek, gdyż mimo euforycznego tonu komunikatów, dla niej nie były to już dobre wieści. Niemcy cofali się pod naporem wojsk sowieckich, ale wciąż jeszcze w wielu miejscach bronili się zajadle. Już w pierwszych dniach stycznia, wszędzie w Poznaniu pojawiły się obwieszczenia w języku niemieckim i polskim, że miasto zostaje od tej chwili zamienione w twierdzę, a wszyscy mieszkańcy zobowiązani są do jej obrony. Siły niemieckie rozmieszczone zostały w kilkunastu XIX-wiecznych fortach, okalających miasto i w centralnej cytadeli, która była częścią olbrzymiej Festung Posen, zbudowanej jeszcze za czasów cesarza Fryderyka Wilhelma III. Otoczona głęboką fosą, z murami, których grubość dochodziła miejscami do dwóch i pół metra, wydawała się nie do zdobycia. Ostrzał trwał tam już ponad trzy tygodnie bez przerwy. Janka z wypiekami na twarzy słuchała kolejnych doniesień o walkach na lewym brzegu Warty. Tam właśnie stał ich dom. Oczami wyobraźni widziała znowu piękny sosnowy las w ich ogrodzie, który dochodził aż do krawędzi fosy okalającej starą, pruską cytadelę. Dwudziestego trzeciego lutego wszystkie przyczółki niemieckie zostały zdobyte. W niektórych pojawiły się wcześniej białe flagi. Ci z obrońców, którzy byli w stanie poruszać się o własnych siłach, zostali przepędzeni w długich kolumnach ulicami Poznania. Pozostali zginęli rozstrzelani lub spaleni żywcem w murach twierdzy. Zdobywcy nie mieli litości. Podekscytowany głos z kołchoźnika znowu wychwalał męstwo radzieckich żołnierzy, którzy na swych sztandarach i bagnetach nieśli wolność i światową rewolucję. Ale Janka nie potrafiła już poddać się tej euforii. Niemcy złożyli broń, a miasto zostało oswobodzone,  jednakże wcześniej całą okolicę Starego Miasta obrócono w gruzy. Słuchając tych relacji, czuła jak wszelka jej nadzieja na powrót do Poznania zamienia się rozpacz. Nawet jeśli wojna wkrótce się skończy, one nie będą już miały do czego wracać. Wyobraziła sobie raz jeszcze dom i ukochany ogród matki, które przez ponad miesiąc zasypywane były gradem kul i pocisków. Powybijane szyby w oknach, walące się ściany i zniszczone rabaty. Ten nowy apokaliptyczny obraz prześladował ją od tej chwili we śnie i na jawie. Na razie jednak Janka nie rozmawiała o tym z młodszą siostrą. Zdecydowała, że dopiero po powrocie matki z obozu, wspólnie podejmą decyzję o ich przyszłości. Armia radziecka ani na chwilę nie zwalniała w zwycięskim marszu na Zachód i wynik wojny był już w zasadzie przesądzony, ale one nadal były same i prawie pozbawione środków do życia, więc należało przede wszystkim skupić się na dniu dzisiejszym. Znowu brakowało im jedzenia i opału, a zima wcale nie odpuszczała. Wręcz przeciwnie, na początku marca uderzyła nową falą zamieci i buranów. Dawno już minął termin zwolnienia Reginy z obozu, więc z dnia na dzień Janka coraz bardziej obawiała się, że z powodu złej pogody matka nie może do nich wrócić albo, że spotkało ją w drodze coś złego. Zdarzało się przecież, że ludzie wychodzili podczas zamieci z domu i nie mogąc trafić z powrotem, zamarzali niemal na progu własnej chaty. Gdy o tym myślała zawsze wracała do niej w pamięci twarz dziewczynki, która podróżując z ciotką do Pawłodaru, nocowała kiedyś w ich stołówce. Jej matka wyszła z domu, gdy na dworze szalał buran. Miała przynieść opał zgromadzony w komórce tuż obok ich lepianki. Znaleźli ją kilka dni później przytuloną do słupa energetycznego kilkaset metrów od gospodarstwa. Ludzie mówili, że wyglądała jak lodowa rzeźba. Jej ciało było tak skostniałe, że nie mogli go nawet złożyć do trumny. Janka czuła zimny dreszcz strachu na samą myśl o tym, że Reginie mogło przydarzyć się to samo. Nic jednak nie mogła zrobić, poza czekaniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

jeśli zainteresowała Cię ta historia lub chciałbyś się podzielić swoją, chętnie wysłucham