Pierwszego września Regina
wstała wcześnie, by jak w każdy pierwszy piątek miesiąca, udać się wraz z córkami, do miasta, na
nabożeństwo poranne. Tym razem zanosiła do Boga szczególnie bliską sercu
intencję. Chciała prosić o opiekę nad ukochanym mężem, z którym musiała się
rozstać, nie wiedząc kiedy i gdzie dane im będzie znowu się spotkać. Wciąż też
rozpamiętywała decyzję o pozostawieniu ich domu w Poznaniu i przyjeździe do
Białegostoku. Te i podobne myśli zaprzątały jej głowę, gdy szły powoli ulicą
Antoniukowską w stronę centrum. Dzień był słoneczny i bardzo ciepły. W mieście
panował, typowy o tej porze, gwar. Ulicami przejeżdżały dorożki i furmanki
wyładowane towarami, a przechodnie pospiesznie zmierzali w tylko sobie znanych
kierunkach. Jakiś sprzedawca zachwalał świeże ryby ze swojego straganu, a na
niewielkim placu, który mijały ktoś grał na katarynce. Niespodziewanie, gdy
przechodziły przez zatłoczoną ulicę, rozległy się syreny alarmowe. Początkowo wszyscy
myśleli, że to kolejny próbny alarm, ale wkrótce z ust do ust zaczęto sobie
podawać straszną wiadomość. Nagle wokół zrobił się potworny szum i harmider. Jakaś
kobieta płakała, a ktoś zaczął krzyczeć:
- Ludzie, wojna! Niemcy
przekroczyli granicę! Wojna!
Już od wielu tygodni słowo
to przywoływano w każdej niemal rozmowie. Można było prawie przyzwyczaić się do
jego brzmienia. Ale mimo że niosło ze sobą jakąś straszną treść, do tej pory
było dla Janki jedynie pustym słowem. Dopiero teraz, gdy zobaczyła wokół siebie
przerażonych ludzi wykrzykujących "wojna, wojna", poczuła zimny
dreszcz strachu na plecach. A był to dopiero przedsmak tego, co już wkrótce
miała zobaczyć i przeżyć.
W kościele kapłan
potwierdził to, co usłyszały na ulicy.
- Nad ranem, bez
wypowiedzenia wojny, wojska niemieckie wkroczyły na teren naszego państwa. Spełniły się tym samym,
wszystkie najczarniejsze scenariusze... -
Przemawiał drżącym głosem,
ale nie przerwał nabożeństwa, lecz prosił, by modlić się szczególnie za
żołnierzy broniących polskich granic, a na koniec zaintonował pieśń "Boże
coś Polskę..", której słowa miały przynieść otuchę zrozpaczonym wiernym.
Janka klęcząc na zimnej posadzce kościoła widziała zbielałe palce matki
zaciśnięte na drewnianych paciorkach różańca i drżące usta, które bezgłośnie
powtarzały słowa modlitwy. Sama również, na swój dziecięcy sposób, modliła się
do Boga o szybkie zwycięstwo polskich żołnierzy i siłę potrzebną do pokonania
Niemców. Oczami wyobraźni widziała ojca, jak zakłada swój mundur, na ramię
zarzuca długą pelerynę, którą nosił tylko od święta i wyrusza na front. Dla
jedenasto letniej dziewczynki było to pojęcie równie abstrakcyjne jak wyprawa
na księżyc. Wyobrażała sobie żołnierzy maszerujących w równych szeregach i
śpiewających patriotyczne pieśni. Jeśli wszyscy byli choć w połowie tak dzielni
jak jej ojciec, to Niemcy wkrótce będą musieli się wycofać.
Kiedy wróciły do domu,
zastały wujka słuchającego radia. Nikt się nie odzywał. Martwą ciszę przerywały
tylko trzaski w odbiorniku i wciąż te same powtarzające się komunikaty:
Uwaga! Uwaga! Nadchodzi. Ko-ma 47. Lo-ta
23. Po-ra 18. Uwaga! Uwaga! Nadchodzi. Fa-ro 23. Uwaga! Uwaga! Przeszedł!
Tak rozpoczęła się dla nich
hekatomba, która wkrótce miała ogarnąć niemal całą Europę.
" A więc wojna. Z dniem dzisiejszym
wszelkie sprawy i zagadnienia schodzą na plan dalszy. Całe nasze życie
publiczne i prywatne przestawiamy na specjalne tory. Weszliśmy w okres wojny.
Cały wysiłek narodu musi iść w jednym kierunku. Wszyscy jesteśmy żołnierzami.
Musimy myśleć tylko o jednym. Walka aż do zwycięstwa."
[ komunikat specjalny - Stefan Starzyński ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
jeśli zainteresowała Cię ta historia lub chciałbyś się podzielić swoją, chętnie wysłucham