Tej nocy,
Jankę obudziło stukanie w szybę i ciche wołanie:
- Haziajna,
haziajna.
Janka
natychmiast rozpoznała głos matki i w samej koszuli, narzuciwszy tylko na głowę
dziurawy kożuch, wyskoczyła na dwór, by ją przywitać. Na progu stała skulona
kobieta w łachmanach, owinięta starą derką. Spod chustki wystawały kosmyki
potarganych, siwych włosów. Janka patrząc na tę żebraczkę zawahała się przez
sekundę. Czyżby się przesłyszała? Regina również nie od razu poznała córkę.
Długie, niemiłosiernie chude nogi i jakiś bezkształtny kawał odzieży zarzucony
na głowę tak, że zasłaniał niemal całą twarz.
- Izwinitje,
szukam moich córek... - zaczęła nieśmiało Regina, ale wtedy dziewczyna
przerwała jej niemal w pół słowa.
- Mamo to
ja, Janeczka! - i rzuciła jej się na szyję, a po chwili niemal wciągnęła
zdezorientowaną matkę do środka.
Regina
krzyknęła jeszcze tylko przez ramię w stronę zaparkowanej na poboczu
ciężarówki:
- Spasiba! –
i razem z córką zniknęła we wnętrzu chaty.
Basia także
zdążyła się już obudzić, a widząc matkę wyskoczyła z łóżka jak z procy. Słysząc
taki harmider, po chwili zjawiła się też Marusia. Powitaniom i płaczom nie było
końca. Janka od razu rozpaliła mocniej w piecu i zabrała się za przygotowywanie
jedzenia. Wystawiła też zakwaskę, zrobioną poprzedniego dnia według zaleceń
cioci Tanii. Basia siedziała na podłodze i rozcierała matce zmarznięte dłonie i
stopy. Tej nocy nie poszły już spać. Rozmawiały i płakały z radości, nie mogąc
się sobą nacieszyć i wciąż jeszcze nie wierząc w to szczęśliwe spotkanie po
dwóch długich latach rozłąki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
jeśli zainteresowała Cię ta historia lub chciałbyś się podzielić swoją, chętnie wysłucham