Któregoś
dnia usłyszała, że do Irtyszyska wróciła grupa Polaków uwięzionych w tym samym
czasie, co Regina. Pobiegła tam natychmiast, żeby się czegoś dowiedzieć.
Okazało się, że jest wśród nich także matka małej Hani Rudominównej. Słysząc to
Janka poczuła lekkie ukłucie rozgoryczenia. Pani Ziuta była w Irtyszysku już
kilka dni, a jednak nie przyszła do nich nawet, żeby zapytać jak sobie radzą
ani przekazać im jakichś wieści o matce. Przezwyciężając urazę i rozczarowanie Janka
poszła do niej mimo wszystko, licząc na jakieś informacje. Okazało się, że
Regina dotarła już do Pawłodaru, ale musiała się tam na jakiś czas zatrzymać.
Na szczęście na dworcu spotkała przedstawicieli Związku Patriotów Polskich,
którzy powiedzieli jej, gdzie może znaleźć dawną znajomą, Franciszkę Wigantową.
Regina była jeszcze bardzo osłabiona chorobą, więc nie mogąc znaleźć żadnego
bezpośredniego transportu do Irtyszyska, zatrzymała się u Marusi Harczenko i
pani Wigantowej. Spotkało ją u nich bardzo ciepłe przyjęcie. Gospodni nie znała
dobrze Reginy, ale przez wzgląd na Jankę i Basię, nie odmówiła jej gościny, a
Pani Franciszka dzieliła się z nią jedzeniem dbając o to, by szybko wydobrzała.
Janka, gdy
tylko usłyszała od pani Ziuty, że matka jest już w Pawłodarze pobiegła
powiedzieć o tym siostrze. Później poszły razem do rodziny Moszkinów, podzielić
się z nimi tą dobrą wiadomością. Kiedy ciocia Tania usłyszała o bliskim powrocie
Reginy, przyniosła im małą kankę mleka i wytłumaczyła Jance jak zrobić z niego
tak zwaną zakwaskę, na jej powitanie.
- Jak twoja
matula przyjedzie to będziecie miały czym ją częstować.
Bardzo szczęśliwe
wróciły do domu i ustawiły mleko na piecu, by się zakwasiło, tak jak kazała Moszkina.
Minęło kilka dni, ale matki nadal nie było. Zakwaskę musiały zjeść same, żeby
się nie zmarnowała.
Janka poszła
znowu do Tanii i jej córek, żeby oddać kankę, ale tym razem nie miała dobrego
humoru. Wszystkie pocieszały ją, że matka na pewno niedługo przyjedzie, a na
wszelki wypadek dały jej jeszcze raz mleka.
***
W tym samym
czasie, gdy Janka zamartwiała się o matkę, nie wiedząc nic pewnego o jej losie,
Regina codziennie chodziła w Pawłodarze do bazy samochodowej i prosiła
kierowców, żeby któryś zabrał ją do Irtyszyska. Ale żaden nie chciał się
zgodzić. Patrzyli na nią ze współczuciem, ale odmawiali. Wszyscy powtarzali to
samo:
- Zobacz
jaka zamieć. Zamarzniesz babuszka. Jak samochód się zepsuje to co ty zrobisz?
Patrzyli na
jej wychudzoną twarz, zniszczone ubranie, kiwali głowami i odchodzili.
Przeszło tydzień
już tak chodziła, aż w końcu niemal straciła nadzieję. Kiedy po raz kolejny
usłyszała odmowę, chwyciła kierowcę za ręka i rozpłakała się. Swoim łamanym
rosyjskim tłumaczyła mu, że wraca z łagru do swoich córek i błagała o pomoc.
- Ja ich dwa
lata nie widziała. A one tam całkiem same zostały. Ty dzieci masz?
Mężczyzna
skinął głową.
- To mnie
zrozumiesz. Ja już wszystko straciłam. Tylko one mi zostały.
Kierowca był
wyraźnie wzruszony widząc jej rozpacz. Ale szczególnie ożywił się, gdy mówiła o
łagrze. Mieszkańcy Związku Radzieckiego znając realia życia w swoim kraju,
przyzwyczajeni do represji i niesprawiedliwych wyroków, szczególnym rodzajem
sympatii darzyli właśnie łagierników, zwłaszcza tak zwanych politycznych i
prawie nigdy nie odmawiali im pomocy.
- No, to
trzeba było tak od razu mówić, że ty z obozu wyszłaś, babuszka. Idź po swoje
rzeczy, jeśli jakieś jeszcze masz i wróć tu. Coś zaradzimy. Ja cię do twoich
dzieciaków zabiorę.
Regina
pobiegła więc do domu. Narzuciła na siebie wszystkie swoje połatane części
odzieży, pożegnała ciepło panią Wigantową, dziękując jej jeszcze raz za opiekę i
z małym tłumoczkiem pod pachą, wróciła czym prędzej do bazy. Przez cały czas
obawiała się, czy kierowca nie zmienił zdania i nie odjechał w międzyczasie bez
niej. Na szczęście mężczyzna dotrzymał słowa. Czekał w umówionym miejscu, a gdy
się pojawiła, spojrzał na jej nędzne łachmany z mieszaniną niepokoju i litości,
ale odsłonił plandekę i pomógł jej wsiąść na pakę ciężarówki. Nie mógł zabrać
jej do ogrzewanej szoferki, bo tam siedział już jego zmiennik, ale dał jej
jeszcze jakiś koc, żeby mogła się nim owinąć i nie zamarzła w drodze.
Z powodu
zamieci, jechali całą noc. Samochód kilkakrotnie wpadał w głębokie zaspy i wyciągnięcie
go za każdym razem ciągnęło się w nieskończoność. W końcu utknęli już w samym
Irtyszysku. Regina znała adres, ale bała się, że po ciemku sama nie trafi, więc
na razie nie wychodziła z auta. Wszystko trwało jednak strasznie długo i w
końcu zdecydowała się wysiąść. Kiedy zeszła z naczepy, a wzrok przyzwyczaił się
nieco do ciemności i wirującego wokół śniegu, zorientowała się, że jest prawie
na miejscu. Podziękowała kierowcy, ale on kazał jej najpierw upewnić się czy to
właściwy adres.
- Dwa lata
cię tu nie było, babuszka. Nie wiadomo czy twoja rybiata jeszcze tu mieszka.
Zanim
odjechał, poczekał aż ktoś ją wpuści do środka, żeby nie została sama na mrozie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
jeśli zainteresowała Cię ta historia lub chciałbyś się podzielić swoją, chętnie wysłucham