Ilustracją do dzisiejszego odcinka niech będzie jedna z niewielu pamiątek rodzinnych, które przetrwały zawieruchę wojny. Jest to portret jednej z pań Radomskich- Zofii, która była ukochaną siostrą Reginy. Zajmowała się nią jak matka, a wiele lat później również jej dzieci traktowała jak swoje. Moja Babcia zawsze wspomina ją niezwykle ciepło, a jej portret wisiał najpierw na Winogradach, a teraz w jej małym mieszkanku na osiedlu Chrobrego. Kilka lat temu oczyściłam go i odnowiłam wiekową ramę, dzięki czemu znowu prezentuje się z należytą godnością jaka charakteryzowała także sportretowaną damę, za jej życia.
Tego dnia na Winogradach pojawił się
jeszcze jeden niespodziewany gość - kolejna z rodzeństwa Radomskich- Zofia. Od
zakończenia wojny mieszkała w domu spokojnej starości, a od ponad dwóch
miesięcy w ogóle nie wstawała z łóżka, ale powiadomiona zapewne przez Wandę,
przyjechała zobaczyć najmłodszą siostrę i jej córki po tylu latach rozłąki. Nie
przybyła oczywiście z pustymi rękami. W małej podróżnej walizeczce przywiozła Reginie
granatową sukienkę, popielaty kostium, jesienny płaszcz i pantofle.
- Będziesz musiała się teraz wszystkim
zająć - mówiła miękkim, matczynym tonem - więc musisz elegancko wyglądać - Była
dość tęgą starszą panią i zawsze roztaczała wokół siebie aurę dostojeństwa, co zupełnie
nie współgrało z jej charakterem. Z natury była bowiem radosna i skora do
żartów. Teraz jednak miała poważny, wręcz zatroskany głos. Będąc dziesięć lat
starszą od Reginy, zawsze starała się otaczać ją niemal matczyną opieką.
Po długim powitaniu, usiadły w ogrodzie
na resztkach drewnianej ławki i Zofia opowiedziała im o tym, jak cudem uniknęła
śmierci w niemieckim obozie koncentracyjnym.
Gdy owdowiała w wieku prawie
sześćdziesięciu lat, jako kobieta majętna, ale bezdzietna, Zofia postanowiła
zamieszkać w eleganckim domu dla starszych dam prowadzonym w Poznaniu przez
panią Twarowską. Przeniosła się tam wraz z całym swoim dobytkiem w 1935 roku. Była
to spora willa na ulicy Kochanowskiego, urządzona bardzo wytwornie, gdzie każda
z rezydentek miała swój pokój do dyspozycji. Na parterze domu mieściła się wspólna
jadalnia oraz duży holl z wygodnymi fotelami i sofami, gdzie można było
przyjmować gości. Wkrótce po zajęciu miasta przez Niemców, zjawił się na
miejscu jakiś oficer i oznajmił, że wszystkie pensjonariuszki muszą się
wyprowadzić, gdyż willę zajmuje Wehrmacht. Kobiety miały być przewiezione do
innego domu i w tym celu, godzinę później, ustawiono je w kolejce, aby spisać
wszystkie dane osobowe.
W pewnym momencie do Zofii podszedł
młody podoficer i spytał po niemiecku:
- Frau
Radomska?
Przytaknęła. On również podał swoje
nazwisko i wyjawił, że przed wojną mieszkał w Mogilnie i znał jej rodzinę.
Następnie dość teatralnym gestem i z surową miną kazał jej opuścić kolejkę i
pójść za nim. Gdy znaleźli się na ulicy, powiedział jeszcze tylko:
- Jeśli ma Pani w Poznaniu jakąś
rodzinę, to proszę do nich iść, a tutaj więcej się nie pokazywać.
Stuknął obcasami wojskowych butów i odszedł. Ciocia Zosia, stosując się
do jego polecenia, zabrała swoją niedużą walizkę i poszła do bratowej,
mieszkającej na ulicy Niegolewskich. Do willi na Kochanowskiego już nie
wróciła. Dopiero kilka lat później dowiedziała się, że wszystkie
pensjonariuszki domu Pani Twarowskiej prosto stamtąd trafiły do komór gazowych
w obozie koncentracyjnym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
jeśli zainteresowała Cię ta historia lub chciałbyś się podzielić swoją, chętnie wysłucham