Jeszcze kilka razy zatrzymywali się i powtarzała się cała upokarzająca
procedura wzdłuż torów. Trwało to zazwyczaj kilka minut, po czym
zapędzano ich z powrotem do wagonów i pociąg znowu ruszał w nieznanym
kierunku.
Następnym przystankiem była granica. Tutaj przerzucono ich do nowego
pociągu, bo zmieniała się szerokość torów. Ten wagon był nieco inny. Na
środku podłogi była niewielka dziura, która służyć miała za toaletę. Od
tej pory nie wypuszczano ich już z wagonów.
Na niektórych stacjach zabierano tylko po kilku mężczyzn, którzy wracali
z wiadrem gorącej wody. Jedzenie miały na szczęście z domu, głównie
suchary.
I tak mijały kolejne dni i tylko krajobraz za małym zakratowanym
okienkiem zmieniał się nieznacznie. Wszędzie pustka i nieużytki. Janka
pamiętała, że gdy jechali z Poznania do Białegostoku, ciągle mijali
jakieś miasta i miasteczka. Pociąg stawał na stacjach, gdzie były perony
z drewnianymi ławkami dla podróżnych. Tutaj dworce pojawiały się bardzo
rzadko. Czasami w oddali widziała tylko smużki dymu unoszące się znad
jakiś ludzkich siedzib.
Kiedyś zatrzymali się w pobliżu jakiegoś większego miasta. Janka
widziała w oddali kominy fabryk i jakieś wysokie budynki. A bliżej, na
obrzeżach, niczym przycupnięci biedacy w łachmanach, stało osiedle
małych zaniedbanych chałupek. Sklecone z byle czego, bardziej
przypominały baraki niż domy mieszkalne. Od strony tych chałup, gdy
tylko pociąg się zatrzymał zaczęły pojawiać się grupkami kobiety w
brudnych sukniach i chustach owiniętych wokół twarzy. Niektóre przyszły
być może z ciekawości, inne po to, by pohandlować. Musiały być już
przyzwyczajone do widoku takich wagonów. Regina wyciągała rękę przez
małe okienko i wołała:
- No daj coś babuszka. Sprzedaj coś ciocinka. U mnie chora córeczka –
ale nie mówiła po rosyjsku i ostatecznie nie udało jej się niczego
zdobyć.
Janka nie mogła zrozumieć zachowania matki. Przecież tak naprawdę żadna z
nich nie była chora. Wstydziła się trochę, że matka żebrze i w dodatku
kłamie.
Kiedy pociąg już ruszał Janka spostrzegła biegnącego wzdłuż torów małego
chłopca. Był może w jej wieku, tylko strasznie chudy i w za dużym
ubraniu, przez co wydawał się mniejszy. Przybiegł tu za pewne, jak każde
dziecko ciekawe nowości, ale spóźnił się, bo pociąg nabierał już tempa.
Stał więc tam smutny w za dużym kaftanie i leninówce na głowie i
wyglądał strasznie żałośnie. Taki mały obdartus i umorusaną buzią. Jakaż
ironia tej sytuacji. Dwoje obserwujących się dzieci. Jedno na wolności,
ale biedne. Drugie bogate, ale za kratami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
jeśli zainteresowała Cię ta historia lub chciałbyś się podzielić swoją, chętnie wysłucham