piątek, 9 marca 2012

Eszelon



Na drodze przed ich domem, stało jeszcze kilkanaście innych osób, głównie kobiet i dzieci. A każdy z nich miał ze sobą jakieś mniejsze bądź większe pakunki. Wokół pilnowali ich uzbrojeni żołnierze z psami. Kiedy enkawudzista dał znak, kolbami karabinów zaczęli popychać ludzi w kierunku stojącej na poboczu ciężarówki. Wszystko odbyło się tak szybko, że Janka nawet nie spostrzegła, gdy znalazła się na górze. Obok niej cisnęli się obcy ludzie. Mimo mrozu posadzono ich wszystkich na odkrytej naczepie, więc gdy samochód ruszył przeszył ją dojmujący chłód. Zawinięta w jakiś koc, siedząc na skrzyniach i tobołkach patrzyła na uśpione miasto. I przez cały czas wracała do niej jedna uporczywa myśl: „Kiedy znowu będę jechać tą drogą?”.

Po kilkunastu minutach dotarli na stację. Na bocznicy kolejowej stał już przygotowany długi skład wagonów towarowych. Część ludzi, przywiezionych wcześniej, siedziała z boku otoczona kordonem uzbrojonych żołnierzy z bagnetami na karabinach. Niektórzy trzymali na smyczach ujadające i szczerzące kły wilczury. Nagle otwarto drzwi wagonów i ktoś wydał krótki rozkaz:
- Rozgruzowywujtjesja.
Przestraszeni ludzie zaczęli wciągać do środka tobołki, podawać sobie dzieci i pomagać wsiadać starszym. Ale ponieważ wewnątrz nie było żadnego światła wkrótce zaczął się chaos i szarpanina. Żołnierze ponaglali ich okrzykami i grożąc bronią. Gdy tylko wszyscy znaleźli się w wagonach wrota zasunięto i zapanowała kompletna ciemność. Rozległ się szczęk opadającej zasuwy i zapadła cisza. Chyba dopiero wtedy ciocia Zosia zrozumiała, że o żadnej pomyłce nie ma mowy i na pewno nikt już ich nie odeśle do domu. Być może przeklinała w duchu swoją naiwność i roztargnienie swojego męża. Bo gdyby właściwie ocenili sytuację mogliby zabrać dużo więcej rzeczy. A tak, mieli teraz niewiele ubrań i tylko trochę mąki, cukru i jakichś sucharów do jedzenia. Ale nawet jeśli myślała o tym wszystkim, nie powiedziała ani słowa. Wszyscy siedzieli w milczeniu i tylko dzieci pytały co jakiś czas, co teraz będzie. Ale większość dorosłych nie mogła albo nie chciała udzielić im odpowiedzi.
W ścisku i ciemności czekali aż do świtu. Drzwi otwierały się jeszcze kilkakrotnie i wpychano do wnętrza kolejnych ludzi, chociaż od dawna nie było już dla nich miejsca. Gdy przez szpary w deskach zaczęło wpadać do wnętrza trochę porannego światła każdy zaczął szukać jakiegoś bardziej dogodnego lokum. Janka i Basia z Reginą zdobyły miejsce na górnej narze przy jednym z okienek.
Kiedy wzrok przyzwyczaił się już do panującego wewnątrz półmroku Janka zaczęła powoli rozróżniać poszczególne kształty. Wagon był znacznie mniejszy niż w pociągach osobowych. Miał kilkanaście metrów długości i około 3metrów szerokości. Nie było tu przedziałów ani nawet drewnianych ławek do siedzenia. Po jednej i po drugiej stronie znajdowały się dwa piętra prycz, na których rozlokowało się już większość ludzi. Na środku i pod narami poupychano większe bagaże. Pod sufitem, po obu stronach znajdowały się dwa małe okienka, które teraz zabite były deskami. Wielkie przesuwane wrota szczelnie zamknięto i zaryglowano od zewnątrz. Widząc okrągłe, metalowe ogniwa przymocowane do ścian Janka uświadomiła sobie, że wcześniej był to prawdopodobnie eszelon, którym transportowano bydło, a teraz tylko za pomocą tych drewnianych nar przystosowano go do przewozu więźniów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

jeśli zainteresowała Cię ta historia lub chciałbyś się podzielić swoją, chętnie wysłucham