Pewnego dnia Janka otrzymała list. Otwierała go drżącymi rękami, bo na
kopercie rozpoznała pismo matki. Regina pisała, że dotarły już na
miejsce. Nie pisała zbyt wiele o tym jak wygląda życie w łagrze. Chciała
się tylko dowiedzieć jak sobie radzą dziewczynki, czy mają gdzie
mieszkać i co jeść. Pisała też, że ciocia Zosia prosi, aby odebrały jej
rzeczy i w razie potrzeby wymieniały je na to, co będzie im potrzebne.
Janka zasmuciła się czytając to, bo wszystkie rzeczy cioci i wujka
zabrał już dawno pewien nieznajomy mężczyzna, który podawał się za ich
starego przyjaciela. Dopiero później Janka dowiedziała się, że był to
ten sam człowiek, który złożył obciążające wujka zeznania w sądzie. W
przeciwieństwie do większości oskarżonych, wujek był bowiem sądzony nie
tylko za odmowę przyjęcia obywatelstwa białoruskiego, ale ze znacznie
poważniejszego paragrafu. Został uznany za wroga ludu siejącego
kapitalistyczną propagandę. Jednym ze świadków w jego procesie był ów
mężczyzna, profesor, którego Józef znał jeszcze z czasów zaborów, gdy
razem z Zofią mieszkali w Odessie. Po wielu latach spotkali się ponownie
właśnie tu, w Kazachstanie, gdzie wszyscy przebywali na zesłaniu. Wujek
często prowadził z nim niebezpieczne rozmowy o polityce i wyrażał się
bardzo negatywnie o władzy. Ten człowiek zadenuncjował go na NKWD.
Zeznał także, że i w latach wcześniejszych obywatel Nietupski miał
przekonania antybolszewickie, wspierał kontrrewolucję, a gdy tylko
nadarzyła się okazja w 1918 roku opuścił Rosję, by wrócić do
kapitalistycznej Polski. Poza tymi zeznaniami, sąd miał również inne
dowody winy. Podczas przesłuchań i rozprawy przytoczono obszerne
fragmenty listów, które Józef pisał do rodziny w Polsce, od samego
początku ich pobytu w Kazachstanie. Prostym chłopskim językiem opisywał w
nich bardzo dokładnie realia życia na zesłaniu. Głód, biedę i ciężkie
warunki życia, zarówno zesłańców jaki ludności miejscowej. Nie omijał
żadnych szczegółów ani niewygodnych faktów, a już szczególnie nie
ukrywał swojej niechęci do władzy. Regina wielokrotnie ostrzegała go i
prosiła, żeby tego nie robił, bo może zaszkodzić nie tylko sobie, ale i
całej rodzinie. On jednak zbywał ją i machnąwszy ręką mówił:
- Przecież wszyscy tutaj piszą listy. Niemożliwością byłoby je czytać.
Nie, nie. Nawet oni nie są w stanie sprawdzić wszystkich.
Mylił się bardzo, a jego listy zostały ocenzurowane, skopiowane i
przesłane odpowiednim organom. Dzięki czemu na procesie sędziowie
podejmując decyzję o jego dalszym losie mieli przed sobą niepodważalne
dowody winy. W połączeniu z historią opowiedzianą przez profesora z
Odessy, o tym jakie były jego poglądy polityczne po rewolucji
październikowej w Rosji i jak uciekł do Polski w latach dwudziestych,
było aż nadto jasne, że o żadnym ułaskawieniu mowy być nie może. To
wystarczyło, by skazać go na dziesięć lat ciężkich robót w kolonii
karnej. Na mocy wyroku trafił do kopalni siarki w północnym
Kazachstanie. Był to już w zasadzie wyrok śmierci, gdyż pobytu w takim
miejscu nie było wstanie przeżyć wielu młodych i silnych, a co dopiero
niemal sześćdziesięcioletni mężczyzna, schorowany i wyniszczony po dwóch
latach zesłania. Praca w kopalni, gdzie do wydobycia używano jedynie
prymitywnych narzędzi i siły ludzkich mięśni była już sama w sobie
niezwykle ciężka. Więźniów obowiązywał kilkunastogodzinny dzień pracy i
minimalne racje żywnościowe. Do tego dochodziły jeszcze trujące wyziewy
siarki i nieludzki klimat, potworne upały latem i temperatura spadająca
do minus czterdziestu stopni Celsjusza zimą. Wielu więźniów umierało już
po kilku miesiącach takiej pracy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
jeśli zainteresowała Cię ta historia lub chciałbyś się podzielić swoją, chętnie wysłucham