Kiedyś
Janka po powrocie do domu zastała Marusię w towarzystwie kilku dygnitarzy z
selsowietu. Byli bardzo głośni i wyraźnie już na rauszu. W skrytce przy kuchni
ustawili stolik i krzesła. Na stoliku stała butelka wody kolońskiej. Widząc w
drzwiach Jankę, zaraz kazali jej podejść. Jeden z nich podał jej pajdę chleba i
szklankę. Nalewając wody kolońskiej, coś do niej bełkotał pijackim szeptem, ale
niewiele z tego zrozumiała.
-
No dawaj, diewuszka, do dna – ponaglił ją wesoło drugi chwytając za łokieć.
Janka
próbowała się jeszcze wycofać, ale gdy wepchnęli jej w dłoń szklankę, nie było
już odwrotu. Wypiła wszystko jednym haustem, zagryzła czerstwym chlebem, a
później jak najszybciej stamtąd uciekła odprowadzana ich rubasznym śmiechem.
Gardło paliło ją żywym ogniem, a obrzydliwy smak w ustach wywoływał torsje.
Wypadła z domu i zataczając się ruszyła w kierunku domu Moszkinów. Po dłuższej
chwili udało jej się uspokoić żołądek, ale nieprzyjemny posmak w ustach
pozostał. Tego dnia została u sąsiadów tak długo aż nie usłyszała hałasów przed
domem Marusi, co oznaczało, że jej goście wreszcie wyszli. Gdy weszła do domu,
zastała dzieciaki skulone w kącie i gospodynię z głową opartą na stole,
chrapiącą jak motor od traktora. Nie był to żadna nowość. W Rosji wszyscy pili
na umór: mężczyźni, kobiety, starzy, młodzi. Pijaństwa nie traktowano tu jak
patologii, a wręcz przeciwnie: to człowiek, który nie pił stawał się
podejrzany. Należało więc mieć się przed takim na baczności, nie ufać mu, bo
nie wiadomo było w jakim celu zachowuje trzeźwość. Jak nie było wódki, pili
cokolwiek, byle miało procenty. Janka, tak jak wielu polskich zesłańców, nie
brała w tym udziału. A po tym wieczorze zapach taniej wody kolońskiej przez
długi czas wywoływał u niej mdłości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
jeśli zainteresowała Cię ta historia lub chciałbyś się podzielić swoją, chętnie wysłucham