niedziela, 19 lipca 2015

Zofia


Ilustracją do dzisiejszego odcinka niech będzie jedna z niewielu pamiątek rodzinnych, które przetrwały zawieruchę wojny. Jest to portret jednej z pań Radomskich- Zofii, która była ukochaną siostrą Reginy. Zajmowała się nią jak matka, a wiele lat później również jej dzieci traktowała jak swoje. Moja Babcia zawsze wspomina ją niezwykle ciepło, a jej portret wisiał najpierw na Winogradach, a teraz w jej małym mieszkanku na osiedlu Chrobrego. Kilka lat temu oczyściłam go i odnowiłam wiekową ramę, dzięki czemu znowu prezentuje się z należytą godnością jaka charakteryzowała także sportretowaną damę, za jej życia.


 

Tego dnia na Winogradach pojawił się jeszcze jeden niespodziewany gość - kolejna z rodzeństwa Radomskich- Zofia. Od zakończenia wojny mieszkała w domu spokojnej starości, a od ponad dwóch miesięcy w ogóle nie wstawała z łóżka, ale powiadomiona zapewne przez Wandę, przyjechała zobaczyć najmłodszą siostrę i jej córki po tylu latach rozłąki. Nie przybyła oczywiście z pustymi rękami. W małej podróżnej walizeczce przywiozła Reginie granatową sukienkę, popielaty kostium, jesienny płaszcz i pantofle.
- Będziesz musiała się teraz wszystkim zająć - mówiła miękkim, matczynym tonem - więc musisz elegancko wyglądać - Była dość tęgą starszą panią i zawsze roztaczała wokół siebie aurę dostojeństwa, co zupełnie nie współgrało z jej charakterem. Z natury była bowiem radosna i skora do żartów. Teraz jednak miała poważny, wręcz zatroskany głos. Będąc dziesięć lat starszą od Reginy, zawsze starała się otaczać ją niemal matczyną opieką.

Po długim powitaniu, usiadły w ogrodzie na resztkach drewnianej ławki i Zofia opowiedziała im o tym, jak cudem uniknęła śmierci w niemieckim obozie koncentracyjnym.
Gdy owdowiała w wieku prawie sześćdziesięciu lat, jako kobieta majętna, ale bezdzietna, Zofia postanowiła zamieszkać w eleganckim domu dla starszych dam prowadzonym w Poznaniu przez panią Twarowską. Przeniosła się tam wraz z całym swoim dobytkiem w 1935 roku. Była to spora willa na ulicy Kochanowskiego, urządzona bardzo wytwornie, gdzie każda z rezydentek miała swój pokój do dyspozycji. Na parterze domu mieściła się wspólna jadalnia oraz duży holl z wygodnymi fotelami i sofami, gdzie można było przyjmować gości. Wkrótce po zajęciu miasta przez Niemców, zjawił się na miejscu jakiś oficer i oznajmił, że wszystkie pensjonariuszki muszą się wyprowadzić, gdyż willę zajmuje Wehrmacht. Kobiety miały być przewiezione do innego domu i w tym celu, godzinę później, ustawiono je w kolejce, aby spisać wszystkie dane osobowe.
W pewnym momencie do Zofii podszedł młody podoficer i spytał po niemiecku:
- Frau Radomska?
Przytaknęła. On również podał swoje nazwisko i wyjawił, że przed wojną mieszkał w Mogilnie i znał jej rodzinę. Następnie dość teatralnym gestem i z surową miną kazał jej opuścić kolejkę i pójść za nim. Gdy znaleźli się na ulicy, powiedział jeszcze tylko:
- Jeśli ma Pani w Poznaniu jakąś rodzinę, to proszę do nich iść, a tutaj więcej się nie pokazywać.
Stuknął obcasami wojskowych butów i odszedł. Ciocia Zosia, stosując się do jego polecenia, zabrała swoją niedużą walizkę i poszła do bratowej, mieszkającej na ulicy Niegolewskich. Do willi na Kochanowskiego już nie wróciła. Dopiero kilka lat później dowiedziała się, że wszystkie pensjonariuszki domu Pani Twarowskiej prosto stamtąd trafiły do komór gazowych w obozie koncentracyjnym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

jeśli zainteresowała Cię ta historia lub chciałbyś się podzielić swoją, chętnie wysłucham