niedziela, 10 marca 2013

Dla Cioci Boby

Dla Cioci Boby, która była jedną z małych bohaterek mojej/niemojej opowieści. Tak mi przykro Ciociu, że nie zdążyłam... 

Te myśli zawsze wprawiały ją w ponury nastrój, ale nie potrafiła się od nich uwolnić. A im bardziej próbowała skupić się na czymś innym z tym większą intensywnością do niej wracały. Aż w końcu zasypiała zmęczona i smutna, łudząc się, że następnego dnia obudzi się w swoim łóżku, a cała ta straszna podróż i wygnanie okażą się tylko złym snem. Nic takiego się jednak nie stało i Janka, co rano przeżywała to samo rozczarowanie, budząc się głodna i niewyspana, na pokrytym starą słomą klepisku ich lepianki. Pewnego dnia jednak obudził ją jakiś hałas. Gdy otworzyła oczy okazało się, że wszyscy jeszcze śpią. Słyszała jednak wyraźnie gdzieś w pobliżu odgłos dziwnego szurania, który przed chwilą ją obudził. Uniosła się na łokciach, żeby przyjrzeć się dalszej części izby i prawie podskoczyła z zaskoczenia. Przez otwór w ścianie, który wcześniej był oknem, do wnętrza zaglądał nieduży włochaty pyszczek, który składał się głównie z ruchliwych nozdrzy. Dopiero, gdy ciekawski zwierzak, wyciągając mocno szyję, wsadził do środa całą swoją kosmatą głowę, Janka zorientowała się, że to młody wielbłąd. Nie odwracając głowy zaczęła szturchać śpiącą obok Baśkę. Po chwili obie siedziały już na podłodze obserwując wielbłąda z mieszaniną strachu i fascynacji. Choć Janka widziała już wcześniej te zwierzęta na obrazkach w książkach, to nigdy nie stanęła z nimi oko w oko. Teraz wystarczyło wyciągnąć rękę, żeby dotknąć jego śmiesznego, sfilcowanego futra. Nie miała jednak na tyle odwagi, by tego spróbować. 
- Czy on chce nas ugryźć - spytała cicho Basia nie spuszczając wielbłądziej głowy z oczu. 
Jakby w odpowiedzi na to, wielbłąd poruszył szerokimi nozdrzami i pokazał żółte zęby. Przypominało to jednak bardziej uśmiech niż grymas złości. Potem głowa po prostu się wycofała i zniknęła. Obie dziewczynki rzuciły się do małego okienka, ale gdy przez nie wyjrzały zobaczyły tylko jak wielbłądziątko chwiejnym krokiem odchodzi w kierunku pasącej się w pobliżu matki. Wielbłądy dwugarbne, zwane baktrianami były na stepie hodowane głównie dla mleka, jako siła pociągowa oraz jako wierzchowce. Kazachowie jeździli na nich czasem nie używając nawet siodła. W przeciwieństwie do koni, wielbłądy są zwierzętami świetnie przystosowanymi do surowego klimatu stepowego. Potrafią wypić nawet 120 litrów wody za jednym razem, by później nie pić w ogóle nawet przez kilka dni. Żywią się przede wszystkim liśćmi i trawą, której na stepie jest pod dostatkiem. W ciągu następnych kilku lat Janka przywykła do ich widoku, ale to pierwsze spotkanie zapamiętała na długo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

jeśli zainteresowała Cię ta historia lub chciałbyś się podzielić swoją, chętnie wysłucham