piątek, 15 marca 2013

Irtysz

W lecie niemal całe życie koncentrowało się wokół Irtysza. Kobiety zanosiły tam wygotowaną w ługu bieliznę, bo woda z rzeki była lepsza do mycia i prania niż woda ze studni. Najpierw energicznie pocierały o pofałdowaną powierzchnię metalowej lub drewnianej tary, a później płukały w rzece. Większe i grubsze sztuki odzieży kładły na kamieniach i polewały wodą uderzając drewnianymi kijankami aż pozbyły się zabrudzeń. Młodsze dzieci taplały się w wodzie w pobliżu matek, a starsze pływały i nurkowały robiąc wokół straszny harmider. Miejscowi chłopcy wspinali się często na wysoki brzeg Irtysza, zrzucali ubrania i zupełnie nagusieńcy na łeb na szyję rzucali się do wody. Robili przy tym mnóstwo wrzasku i ochlapywali wszystkich w okolicy. Dziewczynki, chociaż ubrane dla przyzwoitości w długie koszule, nie pozostawały im dłużne. Janka także chciała brać udział w tych zabawach, ale Regina była temu początkowo przeciwna. Zgodziła się dopiero gdy wujek Józef obiecał nauczyć bratanicę pływać. Najpierw wyplótł z sitowia dwa małe pływaki, które miały jej pomóc utrzymać się na powierzchni. Później pokazał jej jak ma się poruszać. Janka wchodziła do rzeki w jednym miejscu, a później spływała z prądem w dół i wychodziła na brzeg kilkanaście metrów dalej. Wracała brzegiem do tego samego punktu i znowu płynęła z nurtem. Wszędzie tam, gdzie brzeg Irtysza był płaski, latem wyrastały długie grządki ogrodów warzywnych. Gdy przychodziły roztopy rzeka rozlewała się niczym morze, wszędzie tam, gdzie nie zatrzymywały jej wysokie skarpy. Ale gdy w czerwcu, ustępowała pod wpływem pierwszych upałów, pozostawiała połacie niezwykle żyznej gleby. Wtedy powstawały bachcze, czyli ogrody. Wytyczano grządki, a dzięki głębokim bruzdom w ziemi, w których zbierała się wilgoć, roślin nie trzeba było podlewać przez całe lato. Mieszkańcy kołchozów hodowali tam ziemniaki, ogórki i pomidory, ale też wspaniałe kawony, arbuzy, melony i dynie, które później dojrzewały w spiżarniach, najróżniejszych komórkach lub po prostu w domach pod łóżkami gospodarzy. Irtysz wyznaczał odwieczny rytm pór roku. Żywił ludzi i zwierzęta i pozwalał im przetrwać zarówno gorące lata jak i mroźne zimy. Między kwietniem a listopadem stawał się też ważnym traktem komunikacyjnym, którym pływały barki i statki pełne towarów i podróżnych. Bliskość rzeki sprawiała, że życie w tej niegościnnej krainie stawało się trochę bardziej znośne. Ogrody były jednym z niewielu miejsc, gdzie zesłańcy mogli znaleźć jakąś pracę. Ponieważ wiosna i lato były krótkie, a plony obfite, zawsze przydawały się dodatkowe ręce do pomocy przy pieleniu grządek i zbieraniu warzyw. Pielić trzeba też było pola pszenicy, bo w przeciwnym razie panoszyły się w nim krzewy dzikiego piołuny, który sprawiał, że mąka i wypiekany z niej chleb stawały się gorzkie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

jeśli zainteresowała Cię ta historia lub chciałbyś się podzielić swoją, chętnie wysłucham