Nawet się nie spostrzegli kiedy minął cały listopad i połowa grudnia.
Pewnego dnia pani Emilia napomknęła przy kolacji, że zbliżają się święta
Bożego Narodzenia i wywołało to prawdziwą burzę przy stole. Wszyscy
uznali zgodnie, że trzeba przygotować wieczerzę wigilijną. Każdy jednak
miał inny pomysł jak powinna wyglądać. Basia próbowała dowiedzieć się
czy będzie choinka i prezenty, ale starsza siostra ofuknęła ją ostro.
Kilka dni później wujek Józef wrócił z poczty taszcząc ze sobą sporą
paczkę. Był to prezent od ich rodziny z Wojszek. Wewnątrz, poza listem
pełnym życzeń i ciepłych słów, które miały dodać im otuchy był także
niewielki kawałek opłatka i sporo produktów żywnościowych, dzięki którym
panie przygotowały na Wigilię prawdziwą ucztę. Były kluski z makiem i
chleb ze smalcem, a zamiast prezentów szara przędza, z której Regina
zrobiła później na drutach skarpetki i rękawiczki. Niezwykle cennym
darem było też kilka kawałków szarego mydła, którego w postępowej Rosji
Radzieckiej nie można było uświadczyć prawie nigdy. Przed wieczerzą,
wujek Józef starannie podzielił opłatek na równe części i rozdzielił
między wszystkich domowników. Po jedzeniu wszyscy śpiewali kolędy
próbując wspólnie stworzyć choć namiastkę świątecznej atmosfery w tym
obcym, niegościnnym miejscu.
Kiedy zgasła lampka oliwna i wszyscy położyli się już spać, Janka leżała
bez ruchu na swoim posłaniu i wsłuchiwała się w ciche oddechy
otaczających ją ludzi. Długo jeszcze nie mogła zasnąć. Ciągle wracały do
niej obrazy, ostatnich szczęśliwych świąt spędzonych na Winogradach.
Przy zastawionym świątecznymi potrawami stole siedzieli rodzice, a Basia
wyciągała prezenty spod choinki i rozsupływała kolorowe wstążki.
Zdawało jej się, że widzi też siebie jak trzyma na kolanach swoją
ukochaną lalkę, Wandzię i podziwia jej piękne czarne loki. To był
prezent od cioci Zosi Radomskiej, która ze swojego obciętego warkocza
kazała perukarzowi wykonać nowe włosy dla lalki. Wcześniej sztuczne
włosy ciągle się plątały i mechliły, a teraz wreszcie Janka mogła ją
czesać do woli. Wandzia, jak co roku, dostała też zupełnie nowy strój,
uszyty przez mamę. Tym razem był to piękny kontusz obszyty złotym
kremerkiem, a do niego spódnica i falbaniasta halka. Na głowie miała
rogatywkę z kolorowym piórkiem i kokardy wplecione w warkocze.
Później obraz zaczął powoli zanikać i Janka zapadła w głęboki,
niespokojny sen.
Następnego dnia wszyscy się pochorowali i bez wyjątku cierpieli na
okropne dolegliwości żołądkowe. Po tak długim czasie kiepskiego i
jednostajnego jedzenia spożycie świątecznych przysmaków okazało się
fatalne w skutkach. Jednak, gdy tylko skończyło się dobre jedzenie,
skończyły się też problemy żołądkowe, co babcia Amfisa skwitowała ze
śmiechem:
- Nie ma się, co martwić. U nas tak już jest, że po każdym prażniku
sraczka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
jeśli zainteresowała Cię ta historia lub chciałbyś się podzielić swoją, chętnie wysłucham