Pewnego dnia, pod koniec jesieni, do ich drzwi zapukał młody mężczyzna.
Okazało się, że to Andriej, drugi syn Amfisy, który właśnie skończył
służbę wojskową. Był to młody chłopak z kędzierzawą czupryną czarnych
włosów i filuternym uśmiechem. Wydawało się, że nie jest w ogóle
zaskoczony widząc w domu matki tylu obcych ludzi.
Już od progu zaczął żartować i przekomarzać się z młodszym bratem, a po
chwili także z Janką i Basią.
Tego wieczoru Amfisa przygotowała wystawną kolację, na którą składały
się głównie ziemniaki i kwaśne mleko, ale przynajmniej w takiej ilości,
że wszyscy wreszcie czuli się syci.
Po kolacji, Andriej wyciągnął bałałajkę i zaczął grać jakąś wesołą
czastuszkę. A wtedy nagle Basia chwyciła się pod boki, ukłoniła i
zaczęła podskakiwać i kręcić w kółko w rytm muzyki i wystukiwanego przez
Andrieja rytmu. Wszyscy wybuchnęli śmiechem, a Andriej zawołał do niej:
- No Basia! Idzi, spleszy, spleszy - zachęcając ją do dalszych podskoków
i przysiadów.
Od tej pory traktował jak młodszą siostrę. A Basia, która przedtem
często narzekała na nudę, znalazła wreszcie kompana do zabaw. Śpiewała
mu polskie piosenki, których nauczył ją ojciec albo wskakiwała znienacka
na plecy, a on udawał, że jest koniem i woził ją po całej izbie. Te ich
głośne zabawy i beztroska z jaką się im oddawali sprawiały, że także
Janka na chwilę zapominała o swojej tęsknocie za domem i ukochanym
ojcem.
Kilka tygodni po przybyciu Andreja, pojawili się kolejni goście.
Gdy Janka wróciła z Piecią z wycieczki nad rzekę, pierwszą osobą na
którą natknęła się w domu był oficer NKWD. Na jego widok poczuła zimny
dreszcz strachu i odruchowo cofnęła się krok do tyłu, wpadając na
idącego za nią Piecię. Spojrzała na niego zdezorientowana, ale chłopak
wyminął ją zwinnie i z uśmiechem na twarzy ruszył w kierunku
enkawudzisty. Dopiero po chwili dotarło do niej kim jest ich gość. O
najstarszym synu, Amfisa zawsze opowiadała, że służy w wojsku na
Dalekiej Północy. Nikt jednak nie przypuszczał, że chodzi o Narodnyj
Komissariat Wnutriennich Dieł, a więc główny organ sił bezpieczeństwa
ZSRR. Odważni żartowali czasem po kryjomu, że skrót NKWD oznacza: Nie
wiesz Kiedy Wrócisz do Domu. I było w tym sporo prawdy. Kiedy Aleksiej
był w pobliżu nawet Amfisa ograniczała swoje utyskiwania na temat władzy
radzieckiej i jej nieudolności w gospodarowaniu krajem. Mundur oficera
NKWD, zarówno dla zesłańców jak i obywateli Kraju Rad, był synonimem
przemożnego strachu. Mógł oznaczać więzienie, tortury, łagier, a często
po prostu śmierć. I dotyczył wszystkich bez wyjątku. Bezwzględna
indoktrynacja i zachęcanie do donosicielstwa, którym poddawano dzieci
już od najmłodszych lat, owocowały tym, że ludzie nie ufali już nie
tylko sąsiadom i znajomym, ale nierzadko nawet członkom własnej rodziny.
Do Pieczieryska Aleksiej przyjechał z żoną na urlop, ale podróż z
Władywostoku trwała tak długo, że już kilka dni po przyjeździe, musieli
się pakować i ruszać w drogę powrotną. Poza tym nie spodziewał się
takiego tłoku w domu matki i był wyraźnie niezadowolony, gdy Amfisa
kazała mu spać na podłodze.
- Jak to tak, żeby oficer i oficerowa spali na podłodze w takim ścisku -
utyskiwał.
Ale Amfisa ucinała wszystkie dyskusje
- Jakbyście tych biednych Polaków tylu nie przywozili to byś teraz nie
spał w ścisku. A pani oficerowa nie kniaziówna może leżeć na podłodze.
Ale mimo tej pozornej swobody i rodzinnej zażyłości, wszyscy odetchnęli z
ulgą dopiero po ich wyjeździe z Pieczieryska. Rozmowy w domu stały się
bardziej nieskrępowane i atmosfera rozluźniła się na powrót. Gdy
odjechali, Amfisa usiadła ciężko na małym zydelku w kuchni obok Zofii i
niemal z rozrzewnieniem zaczęła wspominać dawne czasy. Jak to, za cara,
Kozacy i Rosjanie mieli swoje pola, a Kazachowie stada owiec i
wielbłądów. Jak im niczego nie brakowało, bo towary płynęły przez step
ze wschodu na zachód i z powrotem.
- A teraz?! - oburzała się wskazując na swoje nędzne ubranie - Wyglądamy
wszyscy jak żebracy, bo nawet nie mamy z czego nowych ubrań uszyć. Wy
Polacy w końcu wrócicie do siebie, a my wszyscy tu pomrzemy i nic po nas
nie zostanie.
Pieczierysk był niewielką osadą i nie organizowano tam propagandowych
pogadanek ani spotkań z politrukami, ale za to wszyscy dorośli wzywani
byli dość systematycznie do naczelnika na tzw. spytki. Procedura ta
zawsze wyglądała tak samo. Z oddalonej o 20 km Żelezinki przyjeżdżał
oficer NKWD i tego samego dnia, późnym wieczorem należało się zgłosić do
selsowietu, na rozmowę z nim. Nie były to typowe przesłuchania i rzadko
używano podczas nich przemocy przeciwko wezwanym. Był to raczej rodzaj
nacisku psychicznego przez systematyczne nękanie i zadawanie wciąż tych
samych pytań. Regina do znudzenia musiała powtarzać kim jest, skąd
przyjechała, kim jest jej mąż i czy ma od niego jakieś wiadomości. Było
to o tyle irracjonalne, że wszystkie listy i tak były cenzurowane, więc
bez wiedzy władz, Regina nie mogła otrzymać żadnej wiadomości od Juliana
nawet, gdyby wiedział, gdzie jej szuka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
jeśli zainteresowała Cię ta historia lub chciałbyś się podzielić swoją, chętnie wysłucham