Wkrótce zlikwidowano kuchnię i stołówką, a Janka z Basią zostały nagle,
nie tylko bez matki, ale i bez dachu nad głową. Na szczęście niedaleko
mieszkała ich znajoma pani Wigantowa. Jej syn poszedł do armii Andersa, a
ona była już starszą kobietą i zdawała sobie sprawę jak niewielkie ma
szansę przeżycia w łagrze. Zostając tutaj mogła przynajmniej zaopiekować
się dziewczynkami. Dlatego zdecydowała się podpisać papiery o
obywatelstwo białoruskie.
Po tym jak NKWD zabrało wujka Józefa i ciocię Zosię, pani Wigantowa
namówiła Marusię Harczenko, u której wcześniej wszyscy mieszkali, aby
zlitowała się i wzięła do siebie dziewczynki. W taki oto sposób, obie
zamieszkały u kolejnej Marii, w niedużym domku, na ulicy Stalina 105.
Była to również lepianka, ale miała podłogę z prawdziwych desek i duże
okna, które choć trochę upodabniały ją do prawdziwego domu. Znajdowała
się tam też przybudówka ze spiżarnią i szopa na siano, w której zimą
mieszkała krowa. Odtąd Janka miała całe dnie wypełnione pracą. Pomagała
Marusi w gospodarstwie, sprzątała, gotowała, pieliła w ogródku. Poza
przygotowywaniem kiziaku na zimę, najbardziej męczące było szorowanie
drewnianej podłogi. Raz na tydzień Janka musiała zmyć wszystko gorącą
wodą z ługiem, a później nożem, zeskrobać z niej cały bród. Robiąc to po
raz pierwszy nie mogła pozbyć się skojarzeń z Kopciuszkiem. Tę bajkę
usłyszała kiedyś w dzieciństwie od pani Błaszczykowej i bardzo jej się
wtedy spodobała. Bo biedna dziewczyna trafiła w końcu na wspaniały bal
do pałacu i zakochała się z wzajemnością w pięknym księciu. Tutaj latem,
gdy na dworze panował nieznośny upał, a w domu nie było nikogo innego,
Janka, jak Kopciuszek z bajki, pozwalała sobie na chwilę odpoczynku i
fantazji. Zasłaniała okna, i kładła się na podłodze, rozłożywszy na niej
uprzednio mokrą szmatę dla ochłody. Rozmyślała czasem o księciu z
bajki, który przybył by na białym rumaku i ją uratował. Najczęściej
jednak marzyła o jedzeniu. O białym chlebie z dżemem z agrestu, który
rósł w ich ogrodzie. I o plackach ziemniaczanych polanych gęstą, kwaśną
śmietaną. Albo o przepysznych ciastach, które mama piekła, co niedzielę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
jeśli zainteresowała Cię ta historia lub chciałbyś się podzielić swoją, chętnie wysłucham