środa, 16 lipca 2014

Kulinarne marzenia



W długie zimowe wieczory, gdy na dworze szalał buran, nie było już mowy o tym, żeby wyjść gdzieś z domu. Aby oszczędzić cenny opał, często gdy tylko zapadał zmrok Regina, Janka i Basia kładły się w do łóżka i okrywały ciepłą pierzyną. Dla zabicia czasu, zanim przyszedł sen, prowadziły długie rozmowy. Czasami matka opowiadała im swoje ulubione książki: Znachora, Dewajtis, czy Między ustami a brzegiem pucharu. Najczęściej jednak dyskutowały o jedzeniu. Ich ulubioną rozrywką było wymyślanie i opisywanie jak najbardziej wymyślnych potraw. Mistrzynią w tej grze była oczywiście Regina. Potrafiła jednym tchem wyrecytować obiadowy jadłospis na cały tydzień! Na początek rosół z jarzynami i kluseczkami lanymi albo delikatny krem ze szparagów. Na drugie danie według upodobania, golonka peklowana chrzanem lub wieprzowe zrazy z boczkiem, kaszą gryczaną i buraczkami. Mogły być też szare kluski i modra kapusta zasmażana na maśle, gęsia wątróbka, cynaderki albo śledzie w śmietanie podawane z gorącymi ziemniakami. A na deser babka piaskowa ucierana w makutrze, kogel mogel z cytryną i domowe ptasie mleczko. Czasami dziewczynki prosiły matkę, żeby opisała im dokładnie jak przyrządziłaby jakieś danie. Regina zaczynała mówić, a one zamykały oczy i upajały się jej słowami:
- Na ciasto rabarbarowe najlepsze są młode pędy: czerwone i soczyste, bo gdy są zbyt stare robią się łykowate i tracą swój aromat. Mąkę trzeba koniecznie przesiać przez sito, żeby była puszysta, a margarynę dodawać w małych kawałkach. Następnie należy posiekać wszystko nożem, aby uzyskać konsystencję okruchów chleba, zagnieść i odstawić na co najmniej godzinę, żeby ciasto odpoczęło. Po wyciągnięciu z pieca można je delikatnie musnąć białym lukrem i posypać odrobinę kandyzowanej skórki pomarańczowej.
Janka też miała swój ulubiony zestaw obiadowy, za którym najbardziej tęskniła. Była to prawdziwa kartoflanka na rosole, a na drugie danie placki ziemniaczane polane kwaśną śmietaną.
- Ale z ciebie pyra! - śmiała się z niej Basia - ja to już nigdy nie tknę zupy ziemniaczanej. Tej breji, którą tutaj jemy starczy mi na całe życie.
Janka jednak nie słuchała już siostry. Zatapiała się w swoich wyimaginowanych smakach i zapachach. Wbrew pozorom, gdy jest się człowiekiem permanentnie głodnym, to takie zupełnie abstrakcyjne i wręcz niedorzeczne myśli o jedzeniu przestają być torturą. Rzecz jasna, nie wypełniają żołądka i nie zmniejszają jego bolesnych skurczów, ale przynajmniej oszukują trochę, chorą z niedożywienia głowę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

jeśli zainteresowała Cię ta historia lub chciałbyś się podzielić swoją, chętnie wysłucham