Dla Cioci Boby, która była jedną z małych bohaterek mojej/niemojej
opowieści. Tak mi przykro Ciociu, że nie zdążyłam...
Te myśli zawsze wprawiały ją w ponury nastrój, ale nie potrafiła się od
nich uwolnić. A im bardziej próbowała skupić się na czymś innym z tym
większą intensywnością do niej wracały. Aż w końcu zasypiała zmęczona i
smutna, łudząc się, że następnego dnia obudzi się w swoim łóżku, a cała
ta straszna podróż i wygnanie okażą się tylko złym snem.
Nic takiego się jednak nie stało i Janka, co rano przeżywała to samo
rozczarowanie, budząc się głodna i niewyspana, na pokrytym starą słomą
klepisku ich lepianki. Pewnego dnia jednak obudził ją jakiś hałas. Gdy
otworzyła oczy okazało się, że wszyscy jeszcze śpią. Słyszała jednak
wyraźnie gdzieś w pobliżu odgłos dziwnego szurania, który przed chwilą
ją obudził. Uniosła się na łokciach, żeby przyjrzeć się dalszej części
izby i prawie podskoczyła z zaskoczenia. Przez otwór w ścianie, który
wcześniej był oknem, do wnętrza zaglądał nieduży włochaty pyszczek,
który składał się głównie z ruchliwych nozdrzy. Dopiero, gdy ciekawski
zwierzak, wyciągając mocno szyję, wsadził do środa całą swoją kosmatą
głowę, Janka zorientowała się, że to młody wielbłąd. Nie odwracając
głowy zaczęła szturchać śpiącą obok Baśkę. Po chwili obie siedziały już
na podłodze obserwując wielbłąda z mieszaniną strachu i fascynacji. Choć
Janka widziała już wcześniej te zwierzęta na obrazkach w książkach, to
nigdy nie stanęła z nimi oko w oko. Teraz wystarczyło wyciągnąć rękę,
żeby dotknąć jego śmiesznego, sfilcowanego futra. Nie miała jednak na
tyle odwagi, by tego spróbować.
- Czy on chce nas ugryźć - spytała cicho Basia nie spuszczając
wielbłądziej głowy z oczu.
Jakby w odpowiedzi na to, wielbłąd poruszył
szerokimi nozdrzami i pokazał żółte zęby. Przypominało to jednak
bardziej uśmiech niż grymas złości. Potem głowa po prostu się wycofała i
zniknęła. Obie dziewczynki rzuciły się do małego okienka, ale gdy przez
nie wyjrzały zobaczyły tylko jak wielbłądziątko chwiejnym krokiem
odchodzi w kierunku pasącej się w pobliżu matki.
Wielbłądy dwugarbne, zwane baktrianami były na stepie hodowane głównie
dla mleka, jako siła pociągowa oraz jako wierzchowce. Kazachowie
jeździli na nich czasem nie używając nawet siodła. W przeciwieństwie do
koni, wielbłądy są zwierzętami świetnie przystosowanymi do surowego
klimatu stepowego. Potrafią wypić nawet 120 litrów wody za jednym razem,
by później nie pić w ogóle nawet przez kilka dni. Żywią się przede
wszystkim liśćmi i trawą, której na stepie jest pod dostatkiem. W ciągu
następnych kilku lat Janka przywykła do ich widoku, ale to pierwsze
spotkanie zapamiętała na długo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
jeśli zainteresowała Cię ta historia lub chciałbyś się podzielić swoją, chętnie wysłucham