Poza pomocą w gospodarstwie
i przynoszeniem wody z rzeki, zarówno Janka jak i Basia, nadal nie miały zbyt
wielu zajęć. Większość czasu spędzały więc z Piecią i innymi dziećmi z
sąsiedztwa, śmiejąc się i rozmawiając. Obie znały coraz więcej rosyjskich słów,
więc nic nie stało już na drodze do wspólnej zabawy. Piecia cierpliwie
tłumaczył im wszystko czego nie rozumiały, a taka forma nauki bywała niezwykle
emocjonująca i wesoła. Całymi dniami biegali po stepie albo wylegiwali się nad
Irtyszem, a wieczorami słuchali opowieści i rozmów dorosłych. Czasami też,
prosili panią Emilię, żeby poczytała im książkę. Siadali w trójkę na podłodze,
wpatrywali się w panią Rożkową i z niesłabnącym zainteresowane po raz kolejny
wysłuchiwali tej samej historii, tragicznej miłości młodej szlachcianki Salomei
i rannego powstańca styczniowego, Józefa Odrowąża. Janka, za każdym razem,
widziała przed oczami bibliotekę pełną
książek, która znajdowała się w ich poznańskim domu. Piękne okładki i złote
litery na grzbietach tworzyły niezwykłą mozaikę i zachęcały do poznania treści zawartej
wewnątrz. Tak bardzo żałowała, że nie wzięła ze sobą ani jednej. Tutaj nikt nie
czytał książek. Nie było na to czasu ani pieniędzy, a wielu ludzi nie potrafiło
nawet czytać. „Wierna rzeka” Żeromskiego, którą pani Rożkowa ukryła w swoim
bagażu, była więc ich jedyna rozrywką. Wujek Józef dawał Jance czasami jakieś
lokalne gazety do poczytania. Namawiał i zachęcał ją wciąż do nauki
rosyjskiego. Mówił, że nie ważna jest treść, ale litery trzeba znać, bo to na
pewno kiedyś jej się przyda. Na początku, na jakimś skrawku papieru wypisał jej
cały rosyjski alfabet, a gdy już zaczęła rozpoznawać poszczególne bukwy dawał jej do czytania artykuły z "Prawdy"
albo "Izwiestiji". Na początku te śmieszne symbole nie miały dla niej
żadnego sensu. Ale z biegiem czasu zaczęły układać się w słowa i zdania. Po paru miesiącach już nie tylko czytała, ale i bez
problemu porozumiewała się z miejscową ludnością. W przeciwieństwie do Reginy,
która znała tylko kilka podstawowych zwrotów i ciągle myliła różne wyrazy, co
doprowadzało czasem do zabawnych sytuacji.
Kiedyś chciała zapytać
jakąś gospodynię czy jest u niej "mąka", ale wyszła z tego
"męka" i w odpowiedzi usłyszała tylko długie westchnienie i słowa:
- No chwacit, chwacit...
Kiedy indziej, znowu, pytając
o jakiś transport do Irtyszyska, pomyliła polską dorożkę, którą chciała tam
dojechać z rosyjską darożką. Wywołując
niemałe zdumienie u pytanego mężczyzny o jaki to dywanik jej chodzi.
Dlatego później, gdy Regina
wybierała się na targ albo chciała wymienić jakieś rzeczy, zawsze zabierała ze
sobą Jankę. Napawało to dziewczynkę nie małą dumą, bo przecież poniekąd od jej
zdolności lingwistycznych zależała cena jaką mogły dostać za przyniesione na
wymianę przedmioty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
jeśli zainteresowała Cię ta historia lub chciałbyś się podzielić swoją, chętnie wysłucham