Pod koniec sierpnia, Basia zwierzyła się Jance, że bardzo chciałaby
znowu się uczyć. W grę wchodziła oczywiście tylko rosyjska szkoła i
Janka przypomniała jej najpierw, co o tym mówiła ich matka, gdy w
pierwszym roku zsyłki prosiły ją o to samo.
- Po, co macie chodzić do ruskiej szkoły? Niczego dobrego was tam nie
nauczą.
Wtedy jednak nie przypuszczały, że ich pobyt na Syberii będzie tak
długi. A teraz Basia przekonywała siostrę, że przecież w szkole jest
wiele przedmiotów, które nie mają nic wspólnego z komunistyczną
propagandą, takich jak rachunki, czy przyroda. Nie była też małym
dzieckiem, które wierzyłoby w cukierki wypadające zza portretu Stalina. W
tym czasie już wiele polskich dzieci chodziło do miejscowych szkół,
więc w końcu Janka uległa tym namowom. Sama niestety musiała na razie
zrezygnować z dalszej edukacji, gdyż miała zbyt wiele obowiązków. Basia
zapisała się do drugiej klasy, bo uznała, że na pierwszą jest już za
duża. Mimo że nigdy wcześniej nie chodziła do prawdziwej szkoły, okazała
się bardzo zdolną uczennicą. Na początku, co prawda, ledwo umiała pisać
i czytać, ale po krótkim czasie prześcignęła pozostałe dzieci i
przynosiła do domu same piątki. Problemy zaczęły się wraz z pierwszymi
mrozami. Basia wychodziła do szkoły, a po krótkim czasie wracała z nosem
na kwintę. Szkoła zamknięta, bo w słabo ogrzewanych klasach zamarzł
atrament w kałamarzach i nie było czym pisać. Poza tym dziewczynki miały
tylko jedną parę ciepłych butów. Z tego powodu często wybuchały w domu
kłótnie, gdyż Janka ubierała je idąc do pracy. Wełniane pimy były o
kilka numerów za duże, ale wypchane gazetami spełniały swoją funkcję i
dobrze chroniły stopy przed mrozem. Basia musiała wtedy albo zostać w
domu albo ryzykując odmrożenia wyjść do szkoły w gumowych łapciach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
jeśli zainteresowała Cię ta historia lub chciałbyś się podzielić swoją, chętnie wysłucham