Dzieci, niewiele młodsze od
Janki, chodziły do szkoły, a ona w tym czasie zbierała krowie placki, żeby zrobić
z nich kiziak, którym zimą paliły w piecu.
Baśka zawsze, gdy musiała
jej pomagać gderała, że nie będzie na bosaka wchodzić w gówno. Janka brała wtedy
smarkulę za rękaw i ciągnęła do pracy sycząc przez zęby:
- Chcesz mieć w zimie
ciepło? To właź i nie marudź!
Pewnego razu Baśka jej się
wyrwała i gdzieś uciekła. Starsza siostra zamiast ją gonić, cały dzień bez
słowa ugniatała bosymi stopami krowie placki zmieszane ze słomą, ale wieczorem,
gdy skończyła, znalazła cienką wierzbową witkę i gdy zastała Baśkę w domu,
złapała ją mocno i nie zważając na dzikie wrzaski i płacz obiła porządnie. To
był jedyny raz, gdy podniosła rękę na krnąbrną siostrę. Patrząc na zapłakaną Basię
zrobiło jej się trochę wstyd, ale, gdy usłyszała od niej:
- Jak mama wróci to
wszystko jej powiem! - miała ochotę walnąć ją znowu, więc zamiast tego
odwróciła się na pięcie i wyszła z chałupy. Rozpłakała się dopiero, gdy była
już dostatecznie daleko od domu, żeby nikt jej nie usłyszał. Usiadła na trawie
i płakała, bo nie wiedziała, co jeszcze innego mogłaby zrobić. Miała piętnaście
lat, a czuła się jak zmęczona życiem staruszka. Tak bardzo chciała wrócić do
domu, do szkoły, do swojego dawnego życia. Chciała śmiać się i bawić, a nie
oskrobywać z brudu cudze podłogi i zbierać w polu krowie łajno.
Gdy wróciła do lepianki,
Basia już spała. Na umorusanej twarzy widać było jeszcze ślady łez. Janka
położyła się obok i otoczyła siostrę ramieniem. Teraz miały tylko siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
jeśli zainteresowała Cię ta historia lub chciałbyś się podzielić swoją, chętnie wysłucham