piątek, 7 czerwca 2013

Kry na Irtyszu

Na początku kwietnia zima wreszcie zaczęła ustępować. Wraz z nastaniem cieplejszych dni zaczęły się roztopy. Janka nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziała. Wielkie połacie śniegu zaczęły z dnia na dzień zamieniać się w błotniste bajorka. Woda, która nie mogła wsiąkać w zmrożoną ziemię zbierała się w każdym, nawet najmniejszym zagłębieniu, tworząc wszędzie kałuże i małe jeziorka. Już po tygodniu mieszkańcy Pieczieryska musieli zacząć kopać rowy, żeby odprowadzić nadmiar wody sprzed swoich domów. Ale prawdziwe widowisko działo się zupełnie gdzie indziej. Przez całą zimę Irtysz był zamarznięty i pokryty grubą warstwą śniegu. Dzięki temu, mogły tamtędy jeździć nawet karawany załadowanych towarem samochodów ciężarowych. Gdy jednak śnieg stopniał przejazdy takie robiły się zbyt niebezpieczne. Ciężarówki zmieniały trasę jadąc kilkadziesiąt km dalej na południe, gdzie znajdował się najbliższy most, a leżące po drugiej stronie rzeki miasto Irtyszysk na kilka tygodni był odcięte od świata. Dopiero gdy cała kra spłynęła mógł zacząć znowu kursować prom i małe rybackie łódki. Zanim to jednak nastąpiło, na rzece rozpoczynał się istny wiosenny spektakl. Najpierw nad rzeką rozlegały się huki, które przywodziły na myśl wystrzały armatnie. Płynąca pod spodem woda kruszyła lód i wypychała go do góry piętrząc w olbrzymie bloki, które zderzały się ze sobą tworząc ciągle nowe bryły i formacje. Janka, razem z innymi dzieciakami biegała niemal codziennie nad rzekę obserwować płynące kry. Niektóre z nich, były wysokie jak domy, inne wystrzelały w górę ostrymi szpicami , a jeszcze inne wyglądały jak wraki tonących okrętów. Z dnia na dzień nurt był coraz silniejszy, a kry poruszały się coraz szybciej. Pod koniec kwietnia były już całe popękane i poprzetykane wąskimi kanalikami, w które wpływała woda. Gdy się zderzały i kruszyły, wydawały dźwięk tłuczonego szkła. A później, gdy pewnego przedpołudnia Janka przyszła nad rzekę, nie było już ani jednej. Irtysz znowu był ciemny i milczący. Wszędzie tam, gdzie brzeg był płaski, woda wgryzała się w ląd nawet na kilka kilometrów. Aż po horyzont widać było tylko wystające z wody czubki niewysokich drzew i powykręcane gałęzie krzaków. Taki stan wody utrzymywał się aż do końca maja. A gdy woda zaczynała się cofać, pozostawiając żyzne mady, kobiety z Pieczieryska szły wytyczać i obsiewać swoje ogrody.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

jeśli zainteresowała Cię ta historia lub chciałbyś się podzielić swoją, chętnie wysłucham