Był już wieczór, więc ponownie
zamknięto okiennice we wszystkich oknach, aby światło nie przedostawało się na
zewnątrz. Siedzieli do późna, ale rozmowa jakoś się nie kleiła. Chociaż myśli
wszystkich krążyły wokół jednego tematu, nikt nie chciał wypowiadać ich na
głos. W końcu wszyscy położyli się spać, gdzie kto mógł: na łóżku, na
krzesłach, na posłaniach rozścielonych na podłodze.
W środku nocy obudził ich
straszny hałas przed domem. Jakby ktoś walił w ściany i szarpał okiennice.
Słyszeli też podniesione, niemieckie głosy. Dopiero po chwili zorientowali się,
że Niemcy obrywają winogrono, którym porośnięte były ściany domu. Nikt jednak
nie odważył się zaprotestować, czy choćby zapalić światła.
Kiedy rano wyszli przed
dom, całe podwórko wyglądało jak istne pobojowisko. Wszędzie wokół leżały,
zerwane z pergoli i połamane, gałęzie winorośli. Owoce wdeptane w ziemię
ciężkimi wojskowymi buciorami, tworzyły ciemne plamy podobne do śladów krwi na
miejscu zbrodni.
Ciocia Zosia załamywała
ręce i powtarzała:
- Barbarzyńcy. Wszystko
zniszczyli, dzikusy jedne.
Pech chciał, że tego samego
dnia, do sklepu cioci, przyszedł mieszkający po sąsiedzku Niemiec. Zadowolony,
uśmiechnięty, już od progu przywitał ją słowami:
- No, niech pani zobaczy, Frau
Nietupska, jak Niemcy robią blitzcrieg. Jaka to kultura, jaka mechanizacja.
Na co, ciocia, cała aż
zadygotała.
- Kultura?! – wykrzyczała grożąc
mu palcem – Niech pan idzie zobaczyć jaki mi bałagan przed domem, ta wasza
szkopska kultura zrobiła!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
jeśli zainteresowała Cię ta historia lub chciałbyś się podzielić swoją, chętnie wysłucham